Relacja z #Cannes2024: Dzień 3

Paweł Szruba17 maja 2024 09:32
Relacja z #Cannes2024: Dzień 3

Trzeci dzień festiwalu w Cannes można zaliczyć do tych wielkich, a w pewnym sensie nawet historycznych. Nasi redaktorzy zobaczyli ponad tydzień przed premierą Furiosę. Poza tym mieli okazję doświadczyć Megalopolis Francisa Forda Coppoli, a seans filmu zapisze się na kartach historii festiwalu w Cannes. Zapraszamy na relację z trzeciego dnia festiwalu!


Furiosa, reż. George Miller

Zawodzi przede wszystkim postacią Furiosy, która kompletnie gubi się w gąszczu światotwórstwa i przeciągniętej ekspozycji. George Miller jest niedościgniony, jeśli chodzi o akcję, widać, że wprowadzanie nowych szalonych pomysłów to dla niego świetna zabawa, a świat Mad Maxa traktuje jako wielką piaskownicę. Ta ogromna wizja, choć imponująca, zaczyna męczyć już w przeciągniętym pierwszym akcie, a kluczowy dla historii wątek zemsty zaczyna angażować dopiero w ostatnich dziesięciu minutach.

Stanisław Sobczyk

Kino pachnące potem, krwią i przegrzanym Dieselem. To inny film niż Fury Road, bardziej w klimacie pierwszych dwóch części z elementami współczesnego Mad Maxa. Mam trochę problemów z tempem, bo film mocno się dłuży w 2 akcie i spokojnie można byłoby wyciąć z 20-30 min. ATJ super! Hemsworth super, muzyczka super. Blockbuster na fajnym poziomie, zdecydowanie bardziej dla mnie niż Fury Road.

Paweł Szruba

Obawiałem się oparów po Fury Road, a dostałem kompletnie inny film. Zmyślnie przeprowadzona synergia różnych rzeczy z serii, która tonem czy tempem przypomina pierwsze dwie części, ale w warstwie wizualnej i worldbuildingowej prezentuje chyba nawet wyższy poziom niż Droga gniewu, z której je podbiera. Role zaskakująco dobre, a kostiumy absolutny top branży.

Łukasz Mikołajczyk

Fantastyczne (i co ważne kolorowe) kino rozrywkowe, w którym akcja trwa praktycznie przez całe 150 minut. Sekwencja pościgu jest jedną z najlepszych scen akcji w kinematografii. Jednak trzeba też przyznać, że Furiosa: A Mad Max Saga nie osiąga tego samego poziomu co Mad Max: Fury Road. Głównie chodzi tu o poziom fabularny. Ostatni rozdział (oprócz ostatniej sceny) jest strasznie zmarnowanym potencjałem. Wątek Furiosy moim zdaniem jest fatalnie zwieńczony konfrontacją z Dementusem. Mimo wszystko jest to wciągające kino wysokobudżetowe ociekające kiczem, mokry sen George’a Millera w 5 aktach.

Paweł Krajewski

Megalopolis, reż. Francis Ford Coppola — nasza recenzja

Film ekstremalny w każdym aspekcie, dzieło człowieka równie szalonego, co genialnego. „Megalopolis” to wielka baśń, opowieść o upadku kapitalistycznego, hedonistycznego społeczeństwa, mówiąca o współczesnej Ameryce za pomocą metafory Imperium Rzymskiego i karykaturalnego obrazu arystokracji. Przy okazji to też zachwycającą formą eklektyczna zabawa z kinem, w której Francis Ford Coppola łączy ze sobą tropy z klasycznego, greckiego teatru, francuskiego impresjonizmu, amerykańskiego kina lat 50. czy nawet teledyskowej stylistyki z lat 00.

Stanisław Sobczyk

Megalopolis ciężko zdefiniować jako film per se. To kinowe doświadczenie wychodzące poza kinowy ekran, wprowadzające w coś na wzór mistycznego, duchowego, transcendentalnego stanu zawieszenia w czasie i przestrzeni. To mariaż gatunków, stylów i pomysłów, od których można dostać zawrotów głowy. Megalopolis jest tak eklektyczne, że w sumie dalej nie mam pewności, czy ten film faktycznie istnieje, czy była to tylko jakaś zbiorowa halucynacja. Epickość, przepych, chaos i eksperymentalizm wynoszący ten film do miana najambitniejszego filmu w historii (i mojego ulubionego, sorry Babylon). Megalopolis to film, który otwiera Ci usta w pierwszej sekundzie i nie pozwala zamknąć do ostatniej, a jak już myślisz, że wiesz dokąd zmierza ten strumień świadomości, to wtedy Francis Ford Copolla raczy Cię prawy sierpowym i znów leżysz na deskach tego kino-teatru z otwartą buzią.

Paweł Szruba

Megalopolis to kuriozalny sen szaleńca wykuty w szczerym złocie. Nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć, czy Coppola jest szaleńcem, czy geniuszem. W odmętach jego szaleństwa widać nieograniczony niczym geniusz, choć nie wiem, czy ten geniusz trafi do szerszej publiki. W końcu mimo gargantuicznego budżetu otrzymujemy niezwykły bajzel, zarówno fabularny, jak i realizacyjny. To jednak więcej niż film. To prawdziwe, idealne wręcz kinowe doświadczenie, które i tak we właściwej formie będzie można zobaczyć na festiwalach lub na pokazach specjalnych. Jednak tego właśnie brakowało w kinie. Ogromnych, wysokobudżetowych projektów powstałych z czystej pasji i niewątpliwego szaleństwa. Wiele jest scen w tym filmie, które wymykają się normalnemu pojmowaniu medium, jakim jest film. 

Paweł Krajewski

Bird, reż. Andrea Arnold

Wyszedłem z pokazu z przekonaniem, że to jakieś nieporozumienie. Potem patrzę – 11 minut owacji, jak na razie najwyższa średnia ocen z konkursu, więc może to ja czegoś nie załapałem. Natomiast dla mnie, przez zdecydowaną większość czasu, mamy do czynienia ze średnio angażującym, napompowanym do granic możliwości i ciągnącym się niemiłosiernie, typowym festiwalowym zapychaczem o dorastaniu i poszukiwaniu autonomii/własnej drogi. A potem jest pewna scena i już kompletnie odpadłem. Ale przynajmniej idealny cast Barry’ego Keoghana.

Łukasz Mikołajczyk

On Becoming a Guinea Fowl, reż. Rungano Nyoni

O tym, jak rytuały i tradycje są wykorzystywane do krycia patologii i nadużyć w rodzinie. Niestety, choć temat jest ciekawy, forma nudna i nieznośna, pełna powierzchowności, pozbawiona pomysłu na siebie. Film mógłby być znacznie lepszy, gdyby reżyserka zdecydowała się, czy chce kręcić kino w przyziemnym stylu pokroju Festen, czy bardziej realizmu magicznego, którego elementy kilkukrotnie się tu pojawiają.

Stanisław Sobczyk

Pomysł, aby opowiedzieć o seksualnym wykorzystywaniu w rodzinie i przefiltrować to przez tradycjonalizm, był super. Niestety film stoi w mocny rozkroku, nie wiedząc, czy iść w stronę mocnego dramatu, czy jednak realizmu magicznego z elementami komedii. Finalnie zostaje najbardziej typowym dramatem, który zupełnie nie wybrzmiewa i jest festiwalem straconych szans i niedociągniętych pomysłów.

Paweł Szruba

Temat poruszony w tym filmie jest bardzo ważny, jednak sposób, w jaki reżyserka zdecydowała się go poruszyć, sprawił, że bardzo ciężko oglądało się ten film. Początek, pomysł na rozwinięcie historii jest fantastyczny. Jednak z każdą minutą film staje się coraz bardziej monotonny i nużący. Natomiast sam koncept z połączeniem perliczek z tematem nadużyć w rodzinie i stawania nie po stronie ofiary a oprawcy, był znakomity. Jednak kolejny poruszony temat, czyli ten dotyczący zderzenia starych tradycji z młodym pokoleniem, już wypadł całkiem słabo. Trzeba też pochwalić główną aktorkę, która wypada bardzo dobrze.

Paweł Krajewski

Twilight of the Warriors: Walled In, reż. Soi Cheang

Wreszcie godna adaptacja Yakuzy 4. Zasada kina akcji „because cool” wzięta głęboko do serca i widz bawi się przez to jak małe dziecko. Super na zakończenie dnia w Cannes.

Łukasz Mikołajczyk

Meeting with Pol Pot, reż. Rithy Panh

Niesamowicie kreatywna anatomia reżimu Czerwonych Khmerów. Rithy Panh fantastycznie operuje różnymi formami wizualnej narracji, czy to poprzez klasyczne elementy filmu fabularnego, ujęcia archiwalne, pięknie stworzone makiety z drewnianymi figurkami, a kończąc na wpleceniu w film scen ze swojego wcześniejszego dokumentu S21: The Khmer Rouge Death Machine (który zresztą polecam). Trójka głównych bohaterów, jak można się domyślić, przedstawia nam trzy punkty widzenia na dyktaturę Pol Pota. Jednak mi najbardziej się podobała postać grana przez Grégoire Colina, który jest niejakim odzwierciedleniem francuskiej skrajnej lewicy z tamtego okresu. W spotkaniu ze złem wcielonym, w postaci ukrytego w cieniu Pol Pota, nie potrafi zebrać się na odwagę i stanąć twarzą w twarz z faktami, wmawiając sobie, że rewolucja wymaga ofiar. Nawet jeśli Pol Pot odpowiada na krytykę najokrutniejszymi cytatami Dantona. Absolutnie przerażająca dekonstrukcja Demokratycznej Kampuczy pokazująca każdy jej absurd i każdą jej okrutność.

Paweł Krajewski

Bardzo ciekawy formalnie obraz z jednej strony samej komunistycznej Kambodży, a z drugiej szerzej opowieść o moralności i odpowiedzialności dziennikarskiej. Pierwsza godzina znika nie wiadomo kiedy, genialne tempo, ale druga troszkę zwalnia.

Łukasz Mikołajczyk

Zapraszamy również do zapoznania się z drugim odcinkiem naszej serii vlogowej z Cannes. Poza tym nie przegapcie pierwszego studia, gdzie porozmawialiśmy o początku festiwalu.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to