Relacja z #Cannes2024: Dzień 6

Paweł Szruba20 maja 2024 10:12
Relacja z #Cannes2024: Dzień 6

Tegoroczny festiwal w Cannes to fascynująca edycja. Z jednej strony konkurs w tym roku, patrząc na ogólne oceny, stoi na niskim poziomie, ale wewnątrz redakcji codziennie wychodzimy z przynajmniej jednym tytułem, który nas zachwycił. Nie inaczej było wczoraj, bo tak się złożyło, że trzy lata po premierze Titane, inny body horror, The Substance sprawił, że wyszliśmy z sali kinowej oczarowani.

The Substance, reż. Coralie Fargeat

Wymuszane kanony piękna, dążenie do niemożliwych do spełnienia standardów i szalona metafora operacji plastycznych. The Substance to prawdziwy popis reżyserskich umiejętności Coralie Fargeat i nowy klasyk body horroru. Dawno nie mieliśmy w kinie tak fantastycznego gore, z jednej strony obrzydliwego, przy którym widz ma ochotę odwracać wzrok od ekranu, z drugiej też zabawnego i celowo kiczowatego.

Stanisław Sobczyk

Najmocniejsze gore/body horror XXI wieku. Niesamowicie stylowy, piękny, świetnie zmontowany i niesamowicie prowadzony narracyjnie. Ducournau chodziła, żeby Fargeat mogła latać.

Paweł Szruba

Niewątpliwie jest to dla mnie obecnie film tegorocznego festiwalu i nie wiem, co musiałoby się stać, żeby ten film stracił tę pozycję. Coralie Fargeat w ciągu zaledwie dwóch produkcji zyskała u mnie tytuł jednego z najbardziej ambitnych twórców gatunkowych w obecnym kinie. O ile Revenge imponowało tym, że na nowo zdefiniowało gatunek rape and revenge, tak The Substance postawiło kolejny kamień milowy w gatunku body horroru.

Paweł Krajewski

Po wyjściu z sali zbierałem szczękę z podłogi przez dobre 2 godziny. Nie do wiary, że tak hardcorowy, prawdopodobnie najbardziej radykalny body horror w tym stuleciu premieruje w konkursie głównym Cannes. Uczta dla fanów gatunku, która stawia na ekstremalną stylizację i opowiadanie obrazem, przez co jeśli jej na to pozwolicie, to wejdzie wam pod skórę na długi, długi czas.

Łukasz Mikołajczyk

Limonov: The Ballad, reż. Kirill Serebrennikow

Prowokujący, ale nie ofensywny, bezczelny, ale nie do przesady. Wulgarny, ale nie prostacki. Szalony, ale inaczej niż zwykle. Kreatywny, ale bardziej narracyjnie niż formalnie. Limonov jest jak jego główny bohater. To film bezkompromisowy, cyniczny, megalomański i anarchiczny. Buntujący się przeciw wszystkiemu, nawet samemu sobie. To inne oblicze Serebrennikova niż to, do którego przez lata nas przyzwyczaił, ale niepozbawione charakterystycznego stylu. Świetny montaż, genialna muzyka i tempo, wybitny scenariusz!

Paweł Szruba

Bardzo ciekawa podróż przez (semi)biograficzną, samoświadomą opowieść. Serebrennikov po raz kolejny fantastycznie bawi się formą, choć tym razem robi to bezpieczniej niż w Leto. Mimo wszystko trzeba przyznać, że wizualnie i narracyjnie wciąga od samego początku do końca. Może jednak brakuje większej ilości absurdalnej zabawy Kirilla. Trzeba jeszcze przede wszystkim pochwalić za występ Bena Whishawa, który zalicza jedną z najlepszych ról w jego karierze.

Paweł Krajewski

The Surfer, reż. Lorcan Finnegan

O jedną falę za dużo. Przez większość czasu to znakomicie stylizowany „dziwny film z Nicolasem Cage’em” i to dobrze. Spora w tym zasługa Radka Luczaka, autora fenomenalnych zdjęć. Wirtuozerskie latanie z kamerą wokół zrozpaczonego Cage’a zrodziło satysfakcjonujący film. Przez większość czasu to coś w rodzaju Martyrs z Nicolasem Cagem na desce surfingowej w roli głównej. Problemem jest zakończenie, które jest zbyt długie i wywraca ten misternie ustawiany domek z kart.

Filip Grzędowski

Nicolas Cage upokarzany raz za razem na jednej z malowniczych, australijskich plaż. Lorcan Finnegan jest dobry w budowaniu psychodelicznej atmosfery, łącząc klimatyczne ujęcia fauny i flory z portretem bohatera powoli tracącego zmysły. Zawiodły dwie rzeczy: wkradająca się w historię monotonia i wymuszone zakończenie, które jest na tyle jednoznaczne, że burzy całą tajemnicę.

Stanisław Sobczyk

The Balconettes, reż. Noémie Merlant

Był tu stylistyczny pomysł, momentami zrealizowany naprawdę nieźle, więc filmowi nie można odmówić wyrazistości. Elementy horroru i czarnej komedii, choć mnie osobiście przeważnie nie bawią, są poprowadzone solidnie i rozumiem, że dla kogoś seans może być przyjemną rozrywką. Prawdziwe problemy pojawiają się, kiedy Noémie Merlant zabiera się za poważniejsze tematy, serwując widzom łopatologiczne sceny i płytki feminizm.

Stanisław Sobczyk

Żenujący, nie mówiący nic ciekawego ani nowego w temacie. Balkonetki nie mają na siebie żadnego pomysłu, a humor zupełnie nie trafił. Baitowanie cycem, by zwrócić uwagę na realny i ważny problem.

Paweł Szruba

Z jednej strony jest to całkiem urocza, lekka komedia, która niestety z czasem zamienia się w strasznie toporną narrację, która gubi się w tym, jak chce pokazać całą historię. Ciekawe, żartobliwe pomysły ze szczyptą elementów horroru dość szybko ustępują miejsca wbijaniu przekazu widzowi do głowy za pomocą łopaty. Do tego dochodzą straszne dłużyzny w drugiej połowie, gdzie znika cały oryginalny wdzięk tego filmu. Doceniam to, co Merlant chciała przekazać tym filmem, jednak sposób, w jaki to zrobiła, mocno mnie odrzucił.

Paweł Krajewski

Jak na standardy, do których przyzwyczaiły nas filmy skonstruowane jako manifesty feministyczne, jest tutaj całkiem świeżo, angażująco i oryginalnie. Nie nazwałbym produkcji też subtelną, ale na pewno daleko jej do poziomu łopatologii, który przy takiej tematyce zdarza się notorycznie. Sympatycznie napisane bohaterki i to jak zostały zagrane, ciągnie większość produkcji w górę, a koniec końców bawiłem się całkiem dobrze, nawet jeśli część wątków zdaje się nieco niepotrzebna.

Łukasz Mikołajczyk

Dog on Trial, reż. Laetitia Dosch

Nic wybitnego, ale przyjemne, kochane i wzruszające a Cosmos to super piesek.

Paweł Szruba

Uroczy i absurdalny film, choć trzeba przyznać, że jako dramat sądowy wypada to dość słabo. Film próbuje żonglować pomiędzy komedią i absurdem a pełnoprawnym dramatem podejmującym ważne kwestie społeczne, kwestię, że każdy temat da się zradykalizować. Tylko, że kiedy to robi, traci swoją wyrazistość. Dość fajny pomysł szybko okazuje się przestrzeloną historią, która w połowie bawi, a w połowie usypia. No i szkoda, że nie wszystkie wątki mają swoje zakończenie.

Paweł Krajewski

Bardzo sympatyczna komedia absurdu, która z czasem przechodzi bardziej w satyrę dramatów sądowych. Niektóre wątki niestety gubią się gdzieś po drodze i finalnie nie mają żadnych konkluzji, a w drugiej połowie trochę brakuje tej świadomej, surrealistycznej energii z początku produkcji.

Łukasz Mikołajczyk

Three Kilometres to the End of the World, reż. Emanuel Pârvu

Nie jest najlepszy w budowaniu napięcia, widać, że reżysersko Emmanuelowi Pârvu daleko jeszcze do mistrzów współczesnego kina rumuńskiego. Natomiast jego projekt nadal jest ciekawą tematycznie, małomiasteczkową historią poprowadzoną w prawie dokumentalistyczny sposób. Podoba mi się, że choć film portretuje problem zbrodni kierowanych nienawiścią, bardziej niż pierwotnymi oprawcami jest zainteresowany tym, jak cała sytuacja niszczy z pozoru normalną rodzinę, pokazując, że homofobia przejawia się nie tylko przez pobicia i wyzwiska.

Stanisław Sobczyk

Megalopolis, reż. Francis Ford Coppola

Postmodernistyczne dziaderstwo. Nowy wielki projekt Coppoli przypomina mi małe katastrofy z rodzimego podwórka – 11 Minut Skolimowskiego i Fin del Mundo! Dumały. Wszystkie trzy filmy łączy przecież osoba znakomitego reżysera. Przyczyną porażki każdego z tych filmów jest bezgraniczne (i często bezsensowne) oddanie się filmowemu postmodernizmowi. Megalopolis miało być eksperymentem, który poszerzy granice kina – w rzeczywistości to zlepek pozbawionych znaczeń tanich zagrywek z koszmarnymi split screenami i nieumotywowanym znaczeniowo performancem. Przez zdecydowaną większość film Coppoli wygląda tragicznie – straszy niemal wszystko: od oświetlenia zdjęć plenerowych po głębię w efektach specjalnych. Tematycznie Coppola sięga po interesujące odbicie własnych dokonań w sylwetce głównego bohatera, jednak otaczająca filmowego Cesara galeria postaci to przesadzony kicz, który ogląda się z grymasem na twarzy. Nie chce mi się drugi raz oglądać Megalopolis. To film nieciekawy, przesadzony i (paradoksalnie) sprawiający wrażenie nieprzemyślanego. Efekciarska ciekawostka w ostatnim rozdziale wielkiej historii kina, jaką jest Francis Ford Coppola.

Filip Grzędowski

Rumours, reż. Guy Maddin, Galen Johnson, Evan Johnson

Nie jest zabawnie, ale wcale nie jest tak źle, jak mówią. Niezwykle interesujący punkt wyjścia – obranie za bohaterów głowy państw G7 – o dziwo nie służy pełnokrwistej czarnej komedii, a humorystycznym podchodom i dość dobitnym budowaniem znaczeń. Treści jest tu niewiele, ale ogląda się to całkiem przyjemnie. Głównie za sprawą właśnie wyjściowej sytuacji oraz aktorów, którzy ją odgrywają. Cate Blanchett doskonale odtwarza wszystkie maniery mówienia Ursuli von der Leyen, to jedna z najlepszych komediowych ról ostatnich lat.

Filip Grzędowski

Savages, reż. Claude Barras

Najnowszy film autora Nazywam się Cukinia to potworne rozczarowanie. W miejsce tamtych emocji pojawia się pretekstowa i banalna opowiastka. Savages to tak naprawdę naiwna bajeczka o tym, że trzeba kochać zwierzątka (chyba, że jest się głodnym) i w ogóle być dobrym człowiekiem. To niezwykle banalna bajeczka, która sprawia wrażenie bycia kierowaną do dużo młodszego widza. Dla dorosłych Barras przygotował inne banały – całe ekologiczne tło opowiadanej historii to siermiężna (choć szlachetna co do celu) publicystyka filmowa. Przynajmniej jest to ładnie zaanimowane.

Filip Grzędowski

Wizualnie chyba jeszcze piękniejszy niż Cukinia, ale niestety w ogólnym rozrachunku lekki zawód. Fabularnie ewidentnie kierowany do młodszego widza, idąc w omawianiu obranych tematów na wiele uproszczeń, ale obawiam się, że jest zbyt powolny i atmosferyczny, aby do takowego trafić.

Łukasz Mikołajczyk

Tradycyjnie zapraszamy Was na nasze materiały na YouTube. Wczoraj pojawił się trzeci odcinek z naszej serii vlogowej.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to