W 2022, po prawie dziesięcioletniej przerwie od reżyserii, David Cronenberg wrócił z nowym filmem. Dla twórcy był to swoisty powrót do korzeni, bo projekt był body horrorem, a tytułem Zbrodnie przyszłości nawiązywał do jednego z jego pierwszych filmów z 1970 roku. Po premierze w Cannes dzieło zostało przyjęte bardzo ciepło, a Cronenberg nie marnował czasu i ruszył z pracą nad kolejnym projektem. The Shrouds miało być bardziej osobiste, nawiązywać do śmierci żony twórcy. Produkcja zadebiutowała w konkursie głównym tegorocznej edycji festiwalu, zbierając kiepskie recenzje. Wbrew pozorom nie jest jednak nieudana i kryje się w niej dużo interesujących pomysłów.
Po śmierci żony, biznesmen Karsh opracowuje kontrowersyjny model cmentarza, na którym rodziny, za pomocą specjalnych całunów, mogą oglądać rozkład ciała swoich bliskich. Pewnej nocy część grobów zostaje zniszczona, a system za nie odpowiedzialny zhakowany.
The Shrouds to w pewnym sensie kontynuacja drogi, jaką Cronenberg obrał przy swoim poprzednim filmie. Obydwie produkcje starają się eksplorować podobne tematy i przedstawiać równie dystopijne spojrzenie na świat. Zarówno Zbrodnie przyszłości, jak i najnowszy projekt reżysera, mówią o fascynacji ludzkim ciałem i tym, w jaki sposób jest ona kapitalizowana. W obydwu kluczową rolę odgrywa seks i jego futurystyczna wizja. Wreszcie protagoniści obydwu filmów są odzwierciedleniem samego reżysera, a Karsh to już w ogóle na tyle oczywiste filmowe alter ego Cronenberga, że ten nawet tego nie ukrywa. Zbrodnie przyszłości stanowiły pewien zwrot w karierze twórcy, a w The Shrouds ten kontynuuje trasę w tym samym kierunku, skręcając w bardziej osobiste rejony.
Najnowszy film Cronenberga nie jest może osadzony w konwencji body horroru tak bardzo, jak Zbrodnie przyszłości, ale elementy tego podgatunku kina grozy dalej są tu widoczne. W zasadzie całe The Shrouds to dywagacja na temat ludzkiego ciała i fascynacja jego pośmiertnym rozkładem. Karsh twierdzi, że oglądanie, jak głęboko pod ziemią zwłoki jego żony powoli obracają się w proch, jest dla niego relaksujące, to sposób na pogodzenie się z jej śmiercią. W świecie Cronenberga nikogo nie interesuje koncept duszy, to ciało jest kluczowe. Specjalne całuny pozwalają spojrzeć w jego głąb, sprowadzić człowieka do rozkładających się mięśni i skóry. Nawet religia traci już znaczenie. Drobne symbole takie jak krzyż czy gwiazda Dawida są tylko niewielkimi grawerami na nagrobkach futurystycznego cmentarza. Żydzi i katolicy mogą leżeć na tej samej ziemi, a nikomu to nie przeszkadza.
Świat The Shrouds to też miejsce, w którym śmierć jest kolejną odnogą biznesu. Karsh pracuje nad luksusowymi cmentarzami, za pomocą jego ShroudCam bliscy mogą oglądać zwłoki na specjalnie przygotowanych do tego monitorach umieszczonych na nagrobkach. Co ironiczne, tuż obok tych cmentarzy znajdują się luksusowe restauracje, bo przecież na razie klientami firmy są tylko ci najbardziej zamożni. Technologia jest tutaj nierozerwalnie połączona ze śmiercią. Specjalistyczne całuny, ekrany i prowadzone spod ziemi kable stały się równie oczywiste, co kiedyś trumny.
Cronenberg cały ten proces portretuje w niejednoznacznym świetle. Z jednej strony stara się nie oceniać bohaterów, dla których oglądanie rozkładu może być pomocne w radzeniu sobie ze stratą. Z drugiej wyraźnie zaznacza wszystkie problemy, jakie wiążą się z technologią. Jedną rzeczą są kwestie czysto ekologiczne, drugą to, że w pewnym momencie okazuje się, że cmentarze mogą zostać wykorzystane jako broń przez hakerów. Reżyser wyraźnie zaznacza temat Chin, dla których z pozoru niewinne, nowe technologie są metodą inwigilacji (motyw ten wzięty jest oczywiście z naszego świata i już od lat trwają na ten temat dyskusje w kontekście firm i aplikacji). Cała branża hightech jest w The Shrouds brudna, pełna dziwnych układów i potencjalnych zagrożeń. Także, chociaż Cronenberg nie chce oceniać poszczególnych postaci, wyraźnie podkreśla zagrożenia pojawiające się w tym dystopijnym kapitalizmie.
Jednym z najbardziej interesujących elementów filmu jest wątek teorii spiskowych. Temat ten oczywiście już wielokrotnie przewijał się w twórczości Cronenberga – czy to w Wideodromie czy Nagim lunchu. Tym razem konspiracja służy za sposób na radzenie sobie z traumą. Bohaterowie wymyślają kolejne teorie głównie po to, żeby uzasadnić to, co stało się z żoną Karsha. Na przykład siostra kobiety uważa, że ta padła ofiarą eksperymentalnej terapii. Przecież dopisanie sobie skomplikowanej intrygi jest dużo prostsze niż zaakceptowanie bolesnej prawdy.
Cronenberg zaznacza też, że choć teorie spiskowe mogą się wydawać wyjątkowo logiczne, tak naprawdę wcale nie zbliżają nas do prawdy. Z odpowiednią dawką kreatywności wszystko można przypisać każdemu, nawet bez cienia dowodu. Cała intryga zarysowana w The Shrouds prowadzi właściwie do tego, że nie zawsze da się dojść do prawdy, a ta często w pewnym momencie przestaje mieć znaczenie. Konspiracja u Cronenberga nie ma być realnym rozwiązaniem problemów. To raczej sposób na wytłumaczenie sobie skomplikowanych sytuacji czy wręcz na budowanie relacji z innymi ludźmi. Patrząc na niektóre ze scen chciałoby się wręcz powiedzieć „conspiracy is the new sex”, parafrazując jedną z kwestii padających w Zbrodniach przyszłości.
Jednak pod tą warstwą body horroru, technologicznych zagrożeń i teorii spiskowych kryje się bardzo osobista opowieść o stracie i żałobie. Opowieść, której źródłem jest życie samego reżysera. W 2017 roku żona Cronenberga zmarła na raka po 38 latach małżeństwa. Twórca mówi wprost, że to te wydarzenia zainspirowały The Shrouds. Film ma wiele scen bardzo kameralnych, które są zapisem procesu żałoby i ostatnich chwil pary. Oglądamy, jak kobieta traci kolejne części ciała, co ma być metaforą choroby powoli odbierającej nam bliskich. Sceny łóżkowe między Karshem a jego żoną są jednymi z najsmutniejszych w całym filmie. Pokazują, jak ukochani oddalają się od siebie, mimo iż żadne z nich tego nie chce.
Film przedstawia też następującą już po śmierci żałobę, która będzie trwać jeszcze przez wiele lat. Ostatnią sceną reżyser zaznacza wyraźnie, że to uczucie jest wieczne i nigdy nie będzie mógł się od niego uwolnić. Jedyne chwile ukojenia Karshowi przynoszą relację z innymi ludźmi przeżywającymi to, co on. Głębsze relacje buduje jedynie z siostrą zmarłej żony i Soo-Min, która właśnie traci męża. Tylko one potrafią naprawdę go zrozumieć. Nawet tytułowe całuny i branża cmentarna zdają się być dla mężczyzny tylko ucieczką i sposobem na zrobienie z żałobą czegoś produktywnego.
W rolę Karsha wcielił się Vincent Cassel, aktor, który współpracował z Cronenbergiem przy okazji Wschodnich obietnic i Niebezpiecznej metody. To kreacja bardzo spokojna, wyważona. Na wielu płaszczyznach podobna do występu Viggo Mortensena w Zbrodniach przyszłości, choć znacznie mniej niepokojąca. Casselowi udało się wykreować postać, która budzi nasze współczucie. Człowieka skrajnie smutnego, wielokrotnie poszkodowanego przez życie, ale przy tym filmowo wcale nie nijakiego. Zaskoczeniem jest rola Diane Kruger. Aktorka dołączając do obsady zastąpiła Léę Seydoux i wypadła świetnie. Jest wyrazista, wiarygodna. W wielu momentach okazuje się idealnym kontrastem dla Karsha. Sporą rolę ma też Guy Pearce, którego miło wreszcie zobaczyć w czymś większym. Aktor poradził sobie bardzo dobrze w komediowym występie. Wszystkie jego sceny z Casselem są świetne.
Wizualnie The Shrouds kontynuuje drogę obraną przez reżysera przy okazji Zbrodniach przyszłości, choć w dużo mniej ekstremalnym wydaniu. Jest sporo rozkładających się ciał, są kiczowate modele w 3D i dużo technologii portretowanej w przerysowany sposób. Formalnie jak na Cronenberga film jest dość wyważony i nijaki, ale nadal zdarzają się bardzo ładne sceny, szczególnie te operujące ciemnością.
The Shrouds nie jest może idealne. To film trochę chaotyczny, w przeciwieństwie do Zbrodni przeszłości oparty przede wszystkim na dialogach. Mimo to Cronenbergowi udało się osiągnąć zamierzony cel. Stworzył opowieść o żałobie i odchodzeniu, a przy tym bardzo ciekawy, złożony horror. Dużo jest tu interesujących przemyśleń na temat ciał i tego, jak traktujemy je w naszej kulturze. Jest temat teorii spiskowych ugryziony od innej strony, niż przeważnie ma to miejsce w kinie. Przy okazji całość to również świetna dystopia, biorąca na warsztat temat hightechu, po cichu wsuwającego swoje macki do kolejnych odnóg naszego życia. Do mnie ta osobista, skomplikowana wizja trafia i mam wielką nadzieję, że Cronenberg będzie tę drogę kontynuował w swojej dalszej twórczości, niezależnie od tego jak The Shrouds odbierają krytycy.