Relacja z #Venezia80: Dzień 2

Paweł Szruba01 września 2023 09:32
Relacja z #Venezia80: Dzień 2

Drugi dzień w festiwalu w Wenecji to dzień wielkich premier, na czele z polaryzującym Ferrari Michaela Mana. Widzieliśmy dużo, spaliśmy mało. Czysto filmowo były to do tej pory jednak całkiem udane dni, czego dowiecie się z naszej relacji:

El Conde, reż. Pablo Larraín

Stylowa oraz niekiedy popisowa zgrywa z faszyzmu oraz autorytaryzmu skąpana w czarnobiałych zdjęciach nadających światu jednowymiarowy charakter. O tym, jak chciwość rodzi się z dyktatury, która niczym chwast pozostaje w społeczeństwie na kolejne pokolenia. Mimo paru zaskakujących i ciekawych zabiegów, historia pozostaje nierówna oraz momentami nawet męcząca. Zostało tutaj za dużo upchnięte do tego gara, co w efekcie przekłada się na film, o którym zapomnimy po weekendzie.

Filip

Potworne rozczarowanie. Z fajnego pomysłu wyszedł narracyjny bajzel z przeciągniętym drugim aktem. Choć całość rekompensuje finał, zabawny zwrot fabularny i dwie bardzo dobre sceny komediowe, pozostaje poczucie zmarnowanego potencjału. Ostatecznie całkiem dobrze udało się ograć temat faszyzmu na trzech różnych spektrach. Formalnie bywa niezły, choć jedyne zastosowanie czerni i bieli to chęć bycia jeszcze bardziej artsy.

Paweł

Niestety dość nierówny, ma sporo dłużyzn i spokojnie mógłby trwać półtorej godziny. Nie wykorzystuje potencjału wątku historycznego, ale sprawdza się bardzo dobrze jako czarna komedia z fantastycznym zwrotem akcji, który doprowadził do śmiechu całą salę. Pomimo nijakich momentów, Hrabiego ogląda się przyjemnie, ma świetne zdjęcia i muzykę, a Pablo Larraín odnalazł się w dziwnej konwencji.

Stanisław

Groteskowo może i dostarcza, ale szybko przestaje wystarczać. Tam, gdzie jest mnóstwo farsy, nie ma nic merytorycznego i wartościowego. To pusta igraszka.

Jakub

DogMan, reż. Luc Besson

Moi drodzy, cóż to był za szalony i chaotyczny seans! Najnowszy film Luca Bessona jest jednocześnie głupi jak but, absurdalnie przerysowany, ale też kiczowaty, patetyczny i chwytający za serce. A jak to wszystko działa! Jak to wszystko świetnie się ogląda! Film sprawia wrażenie, jakby Luc Besson chciał zrobić własnego Jokera, tylko napchał tam wiele dziwnych i pokracznych pomysłów. Ja to szanuję i kocham. Na uwagę zasługuje też świetna ścieżka muzyczna oraz rewelacyjna rola Caleba Landry’ego Jonesa.

Paweł

Luc Besson kręci swojego Jokera, wrzucając do fabuły masę szalonych pomysłów. Jego DogMan jest niespójny, pełen scenariuszowych problemów, wprowadza nowe wątki, żeby uciąć je po kilkunastu minutach, ale przy tym to też całkiem niezła, zaskakująca rozrywka. Bezapelacyjnie najlepszym elementem filmu jest występ Caleba Landry’ego Jonesa, który wypadł rewelacyjnie jako zabawny, psychopatyczny Douglas.

Stanisław

Mało atrakcyjny oraz angażujący miszmasz pomysłów i tematów składający się na jakże wykwintne przesłanie o tym, że społeczeństwo jest złe. Film nie wie, co chce powiedzieć, czym chce być, a ta eklektyczność jeszcze bardziej ciągnie go na dół. Nie ma tu żadnego pomysłu na narrację czy wydźwięk. Parę pomysłów może i urzeka oraz nieintencjonalnie bawi, lecz nie ratuje to żenującego i nużącego seansu. Szkoda, że nie puścili tego drugiego DogMana.

Filip

Hollywoodgate, reż. Ibrahim Nash’at

Bardzo oszczędny w środkach dokument obnażający amerykański imperializm i jego tragiczne skutki. Pretendent do najmocniejszego dokumentu w tym roku.

Paweł

Horror po horrorze. Po tragicznych wydarzeniach w Kabule, wracamy do Afganistanu zobaczyć pokłosie tych wydarzeń. Zawłaszczenie NATO-wskiego dobra militarnego, a zarazem fanatyzm religijny jako niebezpieczna fuzja celowo niedostrzeżona przez zachodnie kamery. Druga strona medalu amerykańskiej mocarstwowości, a zarazem obnażenie ich imperializmu. Przez lata pielęgnowana hollywoodzka propaganda wymierzona w kierunku talibów, w tym miejscu styka się z brutalną rzeczywistością, która ponownie po latach wraca do tego błędnego koła cierpienia. Kto wie, czy tym razem nie z gorszym skutkiem?

Filip

Ferrari, reż. Michael Mann – NASZA RECENZJA

Elegancki i staromodny portret Enzo Ferrariego. Niekończący się wyścig oraz nieustanna próba pójścia drogą na skróty, która oddala nas od mety. O cierpieniu i trzymaniu w sobie brzemienia, niszczącego więzi rodzinne, oraz o znalezieniu balansu na ścieżce życia pełnej przeszkód. O dziedzictwie i ciężarze nazwiska uwikłanym w ślepą ambicję oraz toksyczne relacje. Technicznie, jak to u Manna – świetnie, zwłaszcza w scenach wyścigowych. Narracyjnie zawiesza się w paru momentach, czasem dystansuje i wzbudza pewne wątpliwości. Gdy jednak wkracza na odpowiedni tor, to funduje satysfakcjonujący wgląd w charakter Ferrariego i destrukcyjnych czynników wynikających z jego próżności i (celowego) zaślepienia.

Filip

Należy zacząć od przyznania się, że z twórczością Manna generalnie nie bardzo mi po drodze. Zaznaczywszy taką granicę, muszę dodać że Ferrari jest znakomite. Mann świetnie portretuje dwoistość Enzo Ferrariego, niuansując jego postać do granic przez budowanie nie tylko konfliktu na linii Enzo-Laura-Lina, ale także znakomicie rozwijając wewnętrzne rozterki bohatera. Wybór między rodziną, dziedzictwem a ambicją zawodową nie należy do najłatwiejszych. Chociaż film bywa zbyt wolny, całościowo jest niezwykle angażujący. Strona formalna jest znakomita, szczególnie sceny dialogowe przywodziły mi na myśl Oppenheimera. Scena wypadku wbija w fotel, a rola Ferrariego to najpiękniejszy brylant w bogatym portfolio Adama Drivera. Ten aktorski popis przywodzi na myśl genialną rolę Marlona Brando w Ojcu chrzestnym – mikroekspresje na twarzy Drivera są po prostu genialne.

Paweł

Przez większość czasu jest po prostu okropnie nudny przez problemy z tempem, dziwną reżyserię Michaela Manna i to, że historia zdaje się donikąd nie prowadzić. Ferrari portretuje swojego protagonistę w dość nijaki sposób, istotne dla historii wątki zupełnie nie wybrzmiewają, a całość zaczyna robić się ciekawa i jakkolwiek angażować dopiero w finale. Największym zawodem jest kreacja Adama Drivera, bo aktor, który przeważnie zachwyca swoją charyzmą, tutaj gra na autopilocie, wypadając sztucznie we wszystkich emocjonalnych scenach.

Stanisław

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to