W 365 dni dookoła świata – czyli jak odkryć kino światowe na nowo

Paweł Krajewski01 stycznia 2024 16:49
W 365 dni dookoła świata – czyli jak odkryć kino światowe na nowo

Jak co roku w sylwestrową noc ludzie obierają sobie postanowienia noworoczne, które, przy sporej dozie szczęścia, uda się (tym razem na pewno) spełnić. Postanowienia mogą być małe i duże, a w przypadku fanów kina najczęściej postanowienia te są natury filmowej. Tak było i w moim przypadku. Postanowiłem, że wyruszę w filmową podróż dookoła świata. Cel był prosty, obejrzeć film z każdego kraju na świecie i przy okazji, zapełnić mapkę na Letterboxd. Nadrobić niektóre klasyki kina, a także odkryć często szerzej nieznane kino światowe.

Koniec roku to też czas podsumowań. Tak więc czas na podsumowanie mojego postanowienia, które nie ukrywam było po części bardzo ciekawym doświadczeniem, a po części trudnym do wykonania zadaniem.

Na początek przyjąłem sobie kilka zasad. Po pierwsze film powinien być pełnometrażowym filmem fabularnym. Obejrzenie shortów z każdego kraju byłoby zbyt prostym zadaniem. Jeśli nie udałoby mi się znaleźć takiego filmu, kolejnym krokiem byłby dokument, a dopiero później film krótkometrażowy.

Dla uproszczenia najpierw szukałem filmów, które już i tak miałem na różnych listach oznaczonych do obejrzenia. No i oczywiście jeśli to było możliwe, szukałem też horrorów. Film w pierwszej kolejności powinien być produkcją danego kraju. Jeśli to nie było możliwe np. z przyczyny dostępności wtedy szukałem koprodukcji (lub ostatecznie naciągałem kraj pochodzenia danego tytułu).

kadr z filmu Theeb (kino światowe)
fot. Theeb, reż. Naji Abu Nowar

Klasyki kina

Na samym początku uznałem, że warto będzie nadrobić trochę klasyków. Tak więc rok rozpocząłem od zanurzenia się w czechosłowacką Nową Falę z filmem Sedmikrásky w reżyserii Věry Chytilovej. Urzekło mnie to wszechobecne poczucie absurdu towarzyszące surrealistycznym przygodom dwóch bohaterek. Cieszę się jednak, że film trwa dość krótko, bo gdyby trwał dwie godziny z całą pewnością zdążyłby mnie zmęczyć obraną formą.

Nadrobiłem też PlayTime. Podobnie jak w filmie wyżej. Kocham panujący wszędzie absurd, fakt, że pierwsza połowa jest dosłownie ekranizacją pościgu Asterixa za zaświadczeniem A38. Kocham sposób, w jaki Tati używa w tym filmie architektury, choć nie jestem fanem modernistycznej wizji Paryża. Niestety druga połowa przepełniona jest głośną muzyką jazzową, przez co film mnie niemiłosiernie zmęczył. Jednak muszę przyznać, że mimo wszystko mi się podobał. Żałuję jednocześnie, że nigdy nie dostaliśmy filmu, który miał być kolaboracją Sparks z Jacquesem Tatim.

kadr z filmu Yeelen (kino światowe)
fot. Yeelen, reż. Souleymane Cissé

Kontynuowałem więc dalej moją przygodę z klasykami kina światowego. Moje pierwsze spotkanie z Kaurismäkim przy filmie Ariel. Pokochałem w nim ten fiński rodzaj humoru. Absurdalność fabuły i wydarzeń, które wydają się fińską wariacją The Blues Brothers. Kolejnym przystankiem były kraje byłego Związku Radzieckiego. Dwa wizualne arcydzieła Parajanova – Cienie zapomnianych przodków oraz Kwiat Granatu. Jest to po prostu filmowe przeżycie, które mam nadzieję doświadczę w niedalekiej przyszłości na sali kinowej. Uporałem się również z ogromnym dziełem Bondarchuka, filmem Wojna i pokój. Siedmiogodzinna produkcja na każdym kroku zapierająca dech w piersiach swoim rozmachem.

Kończąc z klasyką, muszę wspomnieć o filmie, który mnie najbardziej zachwycił. Ali: Fear Eats the Soul jest dla mnie po prostu arcydziełem. Pierwsze spotkanie z Fassbinderem i od razu muszę przyznać, że na pewno nie ostatnie. Fantastyczne ujęcia i przejmująca historia. Niesamowici bohaterowie, których losy mnie zrujnowały emocjonalnie. Kocham ten film całym sercem.

Filmowe odkrycia

Na początku oczywiście moje największe filmowe odkrycie tego roku, czyli laotańska reżyserka Mattie Do. Rozpocząłem przygodę z jej filmami od The Long Walk. Urzekło mnie to fantastyczne przeplatanie wątków folklorowych z elementami horroru i sci-fi. Dziwna mieszanka, która przypomina takie filmy jak Predestination czy The Butterfly Effect, jednak przy tym nie traci swojej laotańskiej naturalności.

Z racji tego, że filmografia Mattie składa się tylko z trzech tytułów, to zdecydowałem się obejrzeć wszystkie filmy tej reżyserki. Dearest Sister oraz Chanthaly nie są już tak udane, jak jej ostatni film jednak i tak są fascynującą mieszanką ludowych wierzeń. Swoją drogą pierwszy film Mattie Do – Chanthaly, jest dostępny na jej kanale YouTube (obok wywiadów, vlogów oraz… filmów z pieskami).

kadr z filmu The Long Walk (kino światowe)
fot. The Long Walk, reż. Mattie Do

Kolejnym sukcesem było obejrzenie dużej ilości dobrym filmów z krajów arabskich i Afryki. Baśniowe Yeelen, które urzeka zdjęciami, mimo że fabuła może się miejscami wydawać dość dziecinna. Iracki film Son of Babylon, w którym towarzyszymy dziecku, które wraz z babcią przemierzają przez kraj w poszukiwaniu zaginionego w wojnie członka rodziny. Jordański Theeb, czyli film wojenny opowiadający historię Beduinów z perspektywy małego chłopca, utrzymany w konwencji coming of age. Papicha opowiadająca o rewolucji w Algierii i jej wpływie na życie dziewczyn na jednej z uczelni. Saudyjskia Wadjda, film o dziewczynce, którym największym marzeniem jest kupno roweru, mimo że wszyscy na około mówią, że rowery są wyłącznie dla chłopców (ze względów bodajże religijnych). I na koniec Makibefo, czyli adaptacja Shakespeare’a z Madagaskaru.

Natknąłem się również na łotewski film wojenny – Blizzard of Souls. Jest to fantastyczne przedstawienie losów łotewskich żołnierzy podczas Pierwszej Wojny Światowej, a także rewolucji i wojny o niepodległość. Film jest nakręcony na naprawdę (zaskakująco) wysokim poziomie. Zaimponowało mi to, chyba przez fakt, że w Polsce nieczęsto mamy do czynienia z produkcjami na takim poziomie, opowiadającymi o tym okresie. Świetna scenografia, która wciąga w świat okopów, a sceny bitew są nakręcone wyśmienicie.

Zakochałem się również w filmie z Czarnogóry. A Balkan Noir jest pod pewnymi względami dość standardowym kryminałem. Główna bohaterka szuka zemsty i jesteśmy od początku raczej pewni co się wydarzy na końcu. Jednak twórcy wpadli na świetny pomysł dotyczący realizacji tego filmu. Jest on przeplatany reklamami papierosów, fantastycznie zmontowany, a sama historia jest dość dynamicznie opowiedziana w 20 papierosach.

Filmy dziwne i te jeszcze dziwniejsze

Na samym początku, jeśli mowa o dziwnych filmach, trzeba wspomnieć o wybitnym dziele kina północnokoreańskiego. Chodzi tu oczywiście o film Pulgasari, czyli… godzillę Kim Dzong Ila. Jest to film niebywale dziwny. Od razu widać jednak rozmach i megalomanie przyszłego dyktatora. Film jest niejako plagiatem. Powstał jako luźny remake południowokoreańskiego Bulgasari z 1962 roku.

Nie tylko jednak to co pojawia się na ekranie jest interesujące. Ci, którzy śledzą koreańską historię rozpoznają nazwisko reżysera – Shin Sang-ok. To właśnie on został na rozkaz Kim Dzong Ila porwany 7 lat przed powstaniem tego filmu. Co ciekawe, za efekty specjalne odpowiadała firma, która pracowała przy oryginalnej Godzilli. Oni również zostali ofiarami gry północnokoreańskiego wywiadu.

zdjęcie przedstawia Kim Dzong Ila na planie filmu Pulgasari
fot. Kim Dzong Il na planie filmu Pulgasari

Kolejnym dziwnym filmem, który udało mi się odkryć jest The Living Corpse. Jednak to alternatywny tytuł opowie wszystko co powinniście wiedzieć o tym filmie. Film ten jest bowiem też znany jako… Dracula in Pakistan. Tak więc fabuła jest raczej dość oczywista. Film inspirowany pod wieloma względami brytyjskimi produkcjami Hammera, ale nie brakuje tu też oczywiście motywów czy zabiegów specyficznych dla kina indyjskiego. Choć są tu klasyczne przerywniki muzyczne, są one idealnie wpasowane w film. Ostatnią zachętą do obejrzenia tego filmu jest fakt, że to chyba jedyny film o Draculi, w którym bierze on udział w pościgu samochodowym.

Musi się tu też znaleźć coś dla fanów kina klasy Z. Śpieszę więc z rekomendacją. Film promowany hasłem 100% Made in Belize! Fatalny horror, który powiela największe błędy gatunku i na każdym kroku pokazuje swój niski budżet. 2012: Curse of the Xtabai jest do bólu przewidywalny, nudny i źle nakręcony. Jednak z tyłu głowy mam fakt, że jest to praktycznie jeden z pierwszych filmów nakręconych w tym kraju. Zaraza, dżungla, mitologia Majów w tle, a to wszystko okraszone okropnymi efektami. Brzmi to jak przepis na arcydzieło kina klasy Z, a wygląda jeszcze lepiej.

kadr z filmu Charles mort ou vif (kino światowe)
fot. Charles mort ou vif, reż. Alain Tanner

Kolejnym przystankiem jest tym razem Szwajcaria i film Charles mort ou vif. Absurdalny, filozoficzny komediodramat o milionerze, który w rocznicę powstania rodzinnej firmy postanawia rzucić wszystko i poszukać szczęścia i sensu życia poza Genewą. Pustkę, którą od dłuższego czasu odczuwał, wypełnia poezją i różnego rodzaju sztuką. Zaprzyjaźnia się z przypadkową parą, z którą wchodzi w filozoficzne potyczki. Jednak jego nowy styl życia jest zagrożony, bo jego rodzina postanawia wynająć prywatnego detektywa, który ma znaleźć szczęśliwego uciekiniera od szarości życia codziennego. Jedno z przypadkowych odkryć. Film, który w swojej absurdalności nieco przypomniał mi PlayTime, jednak tutaj panuje większy spokój, który powoli odkrywamy razem z Charlesem. Film jest dostępny na platformie Mubi.

Chcę wspomnieć jeszcze o trzech tytułach. Dwa z nich to dokumenty. March of the Gods: Botswana Metalheads jest zaskakującą podróżą przez scenę heavy metalową w Botswanie. W miarę krótkie, ale wciągające spojrzenie na dość zaskakującą społeczność. Kolejnym jest Sunday in Brazzaville. Dokument przedstawia trzy oblicza Kongo. Jednym z nich jest początkujący raper, który chce nagrać płytę w kraju, gdzie praktycznie nie ma studia. Drugim jest społeczność wrestlingowa. Zadziwiające jest połączenie tego sportu z voodoo, które ostatecznie pokazuje nam niesamowite widowisko. Na końcu mamy też stowarzyszenie Sapeur. Grupa mężczyzn, którzy za cel życiowy obrali sobie stanie się ikoną klasy. W kraju, gdzie otacza ich bieda pozują w garniturach Versace czy Prady, dumnie pokazując swoją kulturę.

kadr z filmu Neptune Frost (kino światowe)
fot. Neptune Frost, reż. Anisia Uzeyman, Saul Williams

Na koniec muszę też właśnie wspomnieć o fantastycznej adaptacji Shakespeare’a prosto z Karaibów. A Caribbean Dream wygląda jak amatorskie nagranie przedstawienia kółka teatralnego. I właściwie tym właśnie jest. Widać taniość efektów i braki realizacyjne. Jednak z ekranu bije też pozytywna energia i nie sposób mi było się nie uśmiechnąć choć trochę patrząc na efekt pracy tych ludzi z pasją. Sen nocy letniej w wizji filmowców z Barbados jest czymś może nie wybitnym, ale czymś na pewno wartym obejrzenia. Choć z ciekawości.

Problem dostępności, czyli kino światowe niekoniecznie dla Polski

Nie trzeba chyba przypominać miłośnikom kina, że w obecnych czasach, a szczególnie w Polsce, narasta problem dostępności pewnych tytułów. Powiększająca się ilość platform streamingowych nie zapewnia jednocześnie, że pojawią się na nich wszystkie, czy raczej większość filmów, które zasługują na porządną dystrybucję. Polski widz, który chce poszerzać swoje filmowe horyzonty o mało znane filmy musi uciekać się do dość nieoczywistych ruchów.

Jeśli chodzi o kino światowe bardzo pokaźną kolekcję tytułów posiada oczywiście platforma Mubi. Poniekąd jest to już przystań dla miłośników kina. Jednak w polskiej rzeczywistości na tym się raczej kończą legalne źródła. Oczywiście, niekiedy stare tytuły pojawiają się na platformie YouTube, ale najczęściej ich jakość jest raczej opłakana. Kolejnym krokiem staje się więc skorzystanie z VPN-a.

To odblokowuje z kolei prawdziwą skarbnicę, jeśli chodzi o mało znane i często zapomniane już filmy. Chodzi tu oczywiście o amerykańską platformę Tubi. Darmowa platforma streamingowa oferuje tysiące tytułów, a w zamian oczekuje tylko tego, że przetrwamy kilka przerw reklamowych w środku filmu. Wydawać by się mogło, że znajdują się tam raczej niskobudżetowe produkcje, jednak w swojej podróży znalazłem tam całkiem sporo dobrych filmów. A sama platforma oferuje również masę klasyków.

kadr z filmu Balkan Noir (kino światowe)
fot. Balkan Noir, reż. Drazen Kuljanin

Kolejnym odkryciem, choć z tego nie udało mi się skorzystać, jest amerykańska platforma Kanopy. Niestety dla osób mieszkających poza USA nie jest ona w ogóle dostępna. Do korzystania z niej potrzebna jest bowiem albo karta biblioteczna albo dostęp poprzez uczelnię. Jednak jak się okazało znajduje się tam bardzo dużo zrekonstruowanych filmów afrykańskich i azjatyckich.

Na koniec trzeba wspomnieć o wspaniałej inicjatywie, jaką bez wątpienia jest World Cinema Project. Organizacja założona przez Martina Scorsese od wielu lat zapewnia tym mniej znanym klasykom światowego kina ochronę i restauracje kopii. To oni zapewnili, że mogłem się cieszyć świetną jakością takich produkcji jak Touki Bouki, Sambizanga czy After the Curfew. Wiele z filmów WCP znajduje się (lub znajdowało) na platformie Mubi.

Ostatnie słowa

Nie będę ukrywał, że to wyzwanie było tak samo satysfakcjonujące, co męczące. Wiele razy zatrzymywałem się w ślepej uliczce nie mogąc znaleźć kolejnych tytułów i tyle samo razy magicznie znajdywałem kolejne filmy. Przez ten czas znalazłem pewien (w miarę) wyznacznik tego, czy dana produkcja jest warta obejrzenia. Wiele filmów, które mi się spodobały były wcześniej pokazywane w Cannes w sekcji Quinzaine des cinéastes. Sporo tytułów było też wcześniej pokazywanych na festiwalu w Berlinie czy Toronto.

Przeczytaj również: Najlepsze filmy 2023 według redakcji Immersji

Wiele krajów, z których oglądałem filmy miało strasznie mało produkcji na swoim koncie. Wynikało to oczywiście z faktu, że albo kraj ten otrzymał niepodległość dość niedawno czy też, że sytuacja nie pozwalała wcześniej na produkcje filmowe w tym państwie. I nie dotyczy to wyłącznie Afryki. Dotyczyło to też Azji Południowo-Wschodniej. Jednak i tam filmy, które obejrzałem zaliczyłbym raczej do tych udanych.

Na koniec wspomnę o jednym wątku, który przewijał się w kilku filmach z różnych krajów, który dość mocno mi się spodobał. Filmy, które wybrałem (też dość losowo) często przedstawiały walkę o niepodległość. Jednak nie zatrzymywały się tylko na jej pokazaniu. Tworzyły z tej walki raczej tło czy pierwszy akt, który prowadził do pytań i refleksji – zdobyliśmy wolność, ale co dalej?

kadr z filmu Summer Survivors (kino światowe)
fot. Summer Survivors, reż. Marija Kavtaradzė

Nie sposób tu jednak wspomnieć wystarczająco o każdym z tytułów. Pełną listę tytułów, które obejrzałem w ramach tego wyzwania znajdziecie tutaj.