Kiedy strajk aktorów dobiegł końca mogliśmy być nieco spokojniejsi, jeśli chodzi o wykorzystanie wizerunków aktorów. Nowa umowa ma wzmocnić ochronę związkowców przed sztuczną inteligencją. Jednak kilka dni po tym, jak aktorzy wywalczyli z trudem sprawiedliwy kontrakt, jedno studio zadziwiło wszystkich. Po co wykorzystywać żyjących aktorów, skoro… można dzięki AI ożywić Edith Piaf, nieżyjącą już od wielu lat legendę?
Studiem, które wpadło na taki pomysł, jest oczywiście Warner Bros. To już chyba tradycja, że najbardziej absurdalne decyzje kreatywne i administracyjne zapadają właśnie tam. Jeszcze niedawno żyliśmy małą aferą, gdy Warner Bros. postanowił odłożyć na półkę gotowy film tylko po to, żeby odpisać go sobie od podatku. Jednak w Hollywood nie można się nudzić i gruchnęła wiadomość, że Warner zamierza stworzyć film wygenerowany w całości przez sztuczną inteligencję.
Po ponad 60 latach od śmierci, legendarna francuska piosenkarka Edith Piaf pojawi się na ekranie. Jednak w tym przypadku nie zagra jej Marion Cotillard. Tym razem ma to być wygenerowany awatar, który w 90-minutowym filmie pokaże losy francuskiej piosenkarki. Narratorem ma być wygenerowana przez AI kopia głosu Piaf. Twórcy obiecują, że projekt odkryje aspekty życia Piaf, które wcześniej były nieznane. Film o roboczej nazwie Edith opiera się na koncepcji Julie Veille. Za scenariusz odpowiadają Veille oraz Gilles Marliac.
I choć w tym przypadku sprawa wykorzystania głosu czy też materiałów filmowych jest prosta, bo Warner nawiązał współpracę z rodziną Piaf, to i tak pozostają pytania natury moralnej. W końcu to odbieranie wielu aktorom czy pracownikom produkcji pracy. Ponadto musimy się zastanowić, czy obecny stan zaawansowania AI w ogóle pozwala na stworzenie takiego filmu w zadowalającym stanie. Na koniec pozostaje też pytanie najprostsze. Po co w ogóle tworzyć taki film, skoro w 2007 powstał La Vie en Rose. Film, za który z resztą Cotillard otrzymała Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa.
Po prostu… po co?