Chociaż uniwersum Obecności najlepsze czasy ma już raczej za sobą, w jego obrębie nadal raz na jakiś czas powstaje jakiś horror. Wydaje się, że James Wan, reżyser dwóch pierwszych części Conjuring, odsunął się na razie od projektu i zajął innymi produkcjami, takimi jak Wcielenie, czy Aquaman i zaginione królestwo. Tymczasem nowym architektem został Michael Chaves. Twórca ten nakręcił już dwa filmy w świecie Obecności. Pierwszym było wyjątkowo słabe Topielisko. Klątwa La Llorony (2019), a drugim już znacznie bardziej udana, chociaż dalej pozostawiająca wiele do życzenia Obecność 3: Na rozkaz diabła (2021). Po finansowym i krytycznym sukcesie tej drugiej produkcji, przed Chavesem postawiono nowe zadanie. Miał on wyreżyserować kontynuację Zakonnicy (2018), filmu bardzo słusznie uznawanego za najgorszy z uniwersum Obecności. Zakonnica II trafiła do kin na początku września, prawie równo pięć lat po premierze pierwszej części. Zgodnie z obawami widzów nie okazała się szczególnie dobra. Zaskoczyła jednak tym, jak mocno wyróżnia się spośród innych, generycznych horrorów z cyklu.
Po wygranej walce z demonem Valakiem, siostra Irene, nie radząc sobie z traumą, zamieszkała w skromnym klasztorze. Tymczasem złowroga istota przeżyła, a teraz podróżuje po świecie dokonując straszliwych morderstw księży. Kiedy władze kościoła dowiadują się, że Valak znajduje się we Francji, wysyłają Irene, by po raz kolejny stawiła mu czoło.
Pierwsze zaskoczenie przychodzi bardzo szybko, bo już w scenie otwarcia Zakonnicy II. Z pozoru wszystko wygląda tak jak zwykle. Akcja rozpoczyna się w kościele, młody ministrant na polecenie księdza ma samemu iść do ciemnej piwnicy. Wszyscy spodziewamy się przewidywalnego jumpscare’a, jakich widzieliśmy już pełno, choćby w pierwszej Zakonnicy. Tymczasem zamiast tego dostajemy całkiem inteligentne budowanie grozy, zwieńczone zaskakująco intensywnym finałem, w którym lewitujący w powietrzu ksiądz ginie w płomieniach. Wszystko to jest zrealizowane w solidny sposób. Wydaje się intencjonalnie kiczowate. Coś, na co nie było miejsca w poprzednich filmach uniwersum Obecności (za wyjątkiem Annabelle wraca do domu). Na zamierzony kicz wskazuje jeszcze kilka innych rzeczy: plansza tytułowa filmu, kilka innych scen grozy oraz kuriozalna intryga.
Michael Chaves zawsze kojarzony był z nudnymi, generycznymi horrorami, wydawał się wyrobnikiem pozbawionym własnego stylu. Jego Topielisko. Klątwa La Llorony wyglądało jak marna kopia pierwszej Obecności. W przypadku The Nun II jednak postanowił zrobić coś nowego. Odejść od pustych straszaków i pokazać, że odnajdzie się także w trochę bardziej rozrywkowej, kiczowatej konwencji. Momentami efekt jest zaskakująco niezły. Film ma kilka bardzo udanych scen grozy, które dobrze wykorzystują gore i sprawnie budują napięcie. Niektóre pomysły twórców okazują się trafione. Mowa tu na przykład o tym, żeby w Zakonnicy II poza tytułowym demonem straszyła także inna istota – demoniczny kozioł. Coś tak absurdalnego i niepasującego do uniwersum, że aż ogląda się to świetnie. Niestety, im dłużej film trwa, tym bardziej skręca w konwencjonalnym kierunku, a późniejsze horrorowe sceny są co najwyżej przeciętne. Mimo to warto docenić Chavesa, choćby za to, że spróbował czegoś nowego, a w efekcie dostaliśmy choć kilka ciekawych scen i całkiem intrygujący pierwszy akt.
Wszystkie kreatywne, błyskotliwe pomysły twórców zabiła niestety jedna rzecz – scenariusz. Kicz, który tak dobrze widać w scenach grozy, nie ma za dużo miejsca w samej historii. Zakonnica II to fabularnie wyjątkowo konwencjonalny i nijaki film. Najlepiej widać to w leniwie napisanych wątkach postaci. Irene, która już w pierwszej części nie była szczególnie interesująca, teraz jest jeszcze nudniejszą bohaterką. Jej dramatyczna historia nie jest szczególnie ciekawa, a w finale filmu prowadzi do idiotycznego zwrotu akcji. Podobnie jest z inną postacią z poprzedniej części – Maurice’em, który jest w kontynuacji tylko po to, by pchać fabułę do przodu. Jeszcze gorzej wypadają nowe postacie. Są nudne, archetypiczne, przeważnie podparte ckliwymi wątkami, które zamiast poruszać, irytują. Przez to, że The Nun II scenariuszowo nie oferuje nic interesującego, jest momentami zupełnie nieangażujące, szczególnie kiedy wszystkie tajemnice zostają już odkryte.
Mimo wszystko ciekawiej od postaci wypada intryga i to ona sprawia, że niekiedy Zakonnicę II ogląda się z zainteresowaniem. Cała zagadka, wokół której kręci się fabuła, związana jest z tajemniczą relikwią, której szuka zarówno Valak, jak i pozytywni bohaterowie. Ten pomysł nie wydaje się głupi. Szczególnie, że MacGuffin, który goni demon jest tak absurdalny i głupi, że budzi skojarzenia z szalonym twistem z tegorocznego Egzorcysty papieża. Szkoda tylko, że to, co na papierze było rzeczywiście interesującym pomysłem, finalnie zmienia się w generyczny artefakt prowadzący do brzydkiej walki z demonem zrealizowanej za pomocą kiepskich efektów komputerowych.
Najgorzej w The Nun II wypada trzeci akt. Przez większą część filmu twórcy prowadzą równolegle dwa wątki, czego nie ogląda się wcale źle. Jednak kiedy wszyscy bohaterowie spotykają się w budynku dawnego klasztoru, rozpoczyna się festiwal klisz, kiepskich straszaków oraz słabych zwrotów akcji. Chaves zupełnie gubi poczucie stylu, nie umie budować napięcia. Scenariusz idzie znanym torem, który widzieliśmy już w pierwszej Zakonnicy. Szkoda, że film, który zaczynał się bardzo klimatyczną, horrorową sceną, zostaje zakończony w tak żenujący sposób.
Wizualnie Zakonnica II z pewnością wyróżnia się spośród innych filmów z uniwersum. Jest to zresztą miła odmiana po wyjątkowo brzydkiej, pierwszej części. Tym razem twórcy zastąpili nudny, ciemny klasztor nastrojową Francją lat 50-tych. Stare kościoły i ciasne, europejskie uliczki wyglądają bardzo dobrze, idealnie nadając się na lokacje do horroru o demonach. Wystarczy zobaczyć scenę na stoisku z gazetami, jedną z najciekawszych w całym filmie. Nawet wątek Maurice’a, osadzony w dość klasycznym budynku szkoły, ma kilka ładnie wyglądających na wielkim ekranie scen. Mimo wszystko sporo jest też konwencjonalnie nakręconych momentów, szczególnie we wspomnianym już finale.
Zakonnica II mogła być najlepszym filmem z uniwersum Obecności. Mogła powtórzyć sukces trzeciej Annabelle, być kiczowatą, pomysłową rozrywką. Jest tu w końcu tyle momentów pełnych wyrazistego stylu, które jasno pokazują, że był ciekawy pomysł na ten sequel. Niestety, Chavesowi odwagi i kreatywności wystarczyło tylko na pojedyncze sceny, poza którymi jego film jest tylko generycznym, źle napisanym horrorem. Nudni bohaterowie, kiepsko poprowadzona historia z ckliwymi wątkami dramatycznymi i wreszcie okropny finał. Zakonnica II to nie film tak zły jak pierwsza część, ale po prostu kiepski, co sprawia, że niestety szybko zginie gdzieś w gąszczu podobnych produkcji ze świata Obecności.