64 miliony powodów – recenzja filmu „Chopin, Chopin!”

Stanisław Sobczyk30 września 2025 18:00
64 miliony powodów – recenzja filmu „Chopin, Chopin!”

Choć w 2022 roku główną nagrodę na festiwalu w Gdyni zdobyło Silent Twins Agnieszki Smoczyńskiej, innym zwycięzcą gali można było bez wątpienia nazwać Filipa. Film, o którym przed FPFF nie mówił nikt, nagle okazał się jedną z najbardziej udanych polskich produkcji roku, zgarniając najważniejsze gdyńskie nagrody. Sukces ten pozwolił twórcom Filipa na zrealizowanie kolejnego, jeszcze większego projektu. Michał Kwieciński miał zabrać się za realizację drugiego najdroższego filmu w historii polskiego kina, biografii Fryderyka Chopina, a rola główna przypadła Erykowi Kulmowi. Czy kosztujący 64 miliony złotych Chopin, Chopin! spełnia oczekiwania, jakie w nim pokładano, i czy rzeczywiście zasługuje na miano jednego z największych przedsięwzięć w naszej kinematografii?

Fryderyk Chopin jest jednym z najważniejszych kompozytorów XIX-wiecznego Paryża. Muzyk spotyka się z najważniejszymi osobami w kraju, gra na dworach arystokratów, żyjąc w splendorze ciągłych zabaw i drogich zakupów. Wszystko to przerywa informacja o tym, że artysta jest śmiertelnie chory. Chopin, zdając sobie sprawę z tego, że zostało mu już co najwyżej kilka lat, histerycznie stara się znaleźć w życiu jakikolwiek sens i cel.

Fryderyk Chopin to jedna z postaci ustawianych na najwyższej półce polskiej kultury i historii. Stojący dumnie obok Jana Pawła II, Józefa Piłsudskiego czy Marii Skłodowskiej-Curie, walcząc o tytuł największego Polaka. Trudno się więc dziwić, że to właśnie w film o tym narodowym bohaterze wpakowano tak wielki budżet, chcąc zapewne, żeby stał się on wizytówką naszej kinematografii. Na papierze brzmi to wszystko sensownie. Historyczny blockbuster zrobiony za wielkie pieniądze i opowiadający o postaci, którą zna każdy Polak. Pozostaje tylko jedna problematyczna kwestia – czy Michał Kwieciński ma do powiedzenia o Chopinie cokolwiek ciekawego?

fot. Chopin, Chopin!, reż. Michał Kwieciński, dystrybucja TVP

Jednym z głównych problemów Chopina, Chopina! jest to, że film w zasadzie nie ma motywu przewodniego. Twórcy zdecydowali się zignorować początki twórczości muzyka, a zamiast tego skupić na ostatnich latach jego życia. Punktem wyjściowym dla produkcji jest moment, w którym kompozytor dowiaduje się o śmiertelnej chorobie. Pomysł nie jest taki zły, niestety zrealizowano go w fatalny sposób. Kwieciński, zamiast znaleźć aspekt życia Chopina, który interesuje go najbardziej, skacze między tematami, bez przerwy wprowadzając nowe wątki. Raz chce opowiadać o relacjach z kobietami, kiedy indziej o świecie XIX-wiecznej sztuki, by nagle odlecieć w kierunku patriotyzmu czy rewolucji francuskiej. W tej niespójnej, poszatkowanej narracji bohaterowie pojawiają się i znikają, gubi się konstrukcja trzyaktowa, a między kolejnymi scenami nie ma ciągłości.

Właściwie jedynym motywem, który powraca w Chopinie, Chopinie! i dostaje sensowne rozwiązanie, jest choroba Fryderyka. To ona jest w końcu punktem wyjścia dla historii i to na niej całość się kończy. Całkiem interesującym pomysłem jest też pokazanie reakcji Chopina na informację o rychłej śmierci i jego próby zostawienia czegoś po sobie. Kompozytor, wiedząc, że nie zostało mu już wiele czasu, próbuje założyć rodzinę, przekazać swój talent i umiejętności komuś nowemu oraz zostawić po sobie jak najwięcej utworów. Gdyby tylko Kwieciński poszedł stanowczo w tym kierunku i skupił się na konkretnej relacji Chopina, jego film byłby znacznie lepszy. Niestety, reżyser nie potrafi dokonać selekcji. Przelatuje przez kolejne epizody z życia artysty, pomiędzy nie wplatając ciągłe nawroty gruźlicy. Nawet jeśli z tej mieszanki da się wyciągnąć udane sceny czy pomysły, trudno je chwalić przy takim natłoku i fabularnym chaosie. Cały scenariusz Chopina, Chopina! mieni się w tym przypadku tylko jako pretekst. Głównym celem twórców było odbudowanie XIX-wiecznego Paryża, zrealizowanie widowiska opartego na kostiumach i scenografii. Nikogo nie obchodziła natomiast sama historia, służąca jedynie za nieznaczącą bazę.

Nie do końca podoba mi się też w jaki sposób twórcy portretują samego Chopina. Rozumiem, że Kwieciński chciał nadać historycznej postaci kolorytu i pogłębić jej wewnętrzny konflikt, ale efekt nie prezentuje się dobrze. Fryderyk to w filmie bohater chaotyczny i wewnętrznie niespójny, przeskakujący między nastrojami, lecz nigdy nieprzechodzący żadnej drogi i niewyciągający wniosków. Pomysł na ukazanie Chopina jako człowieka wahającego się między manią a depresją jest niezły, niestety w filmie niewiele z niego wynika. Kompletnie nietrafiony jest również wątek urojeń kompozytora. Pojawia się raz na jakiś czas za pośrednictwem scen, w których Fryderyk ma wizje, bądź wpada w histeryczny, żartobliwy nastrój w obliczu spotykających go nieszczęść. Efekt jest dziwny, karykaturalny i kompletnie nie współgra z całą resztą. Apogeum tego pomysłu jest kuriozalna scena, w której Chopin niczym Joker zaczyna opowiadać żarty leżącemu na łożu śmierci przyjacielowi. Główny problem polega tu na tym, że Kwieciński nie ma pojęcia, kim jest portretowany przez niego bohater. Chopin raz ma być celebrytą, innym razem tęskniącym za Polską umęczonym patriotą, a jeszcze kiedy indziej szalonym geniuszem pokroju Stańczyka. Z tego wszystkiego nie wyłania się żaden spójny obraz.

Postaci Chopina nie pomaga też wcielający się w niego aktor. Zagranie wielkiego kompozytora miało być dla Eryka Kulma kamieniem milowym w karierze, nagrodą za świetny występ w Filipie. Nie twierdzę, że aktor poradził sobie z tym zadaniem źle, czy że jego rola jest całkowicie nieudana. Po prostu zupełnie nie widzę, żeby miał on na swojego bohatera ciekawy pomysł. Kulm całą swoją kreację opiera na charyzmie i uroku osobistym. Momentami wychodzi mu to rzeczywiście nieźle, lecz zdarza mu się również popadać w karykaturę, a w scenach dramatycznych, kiedy jego Chopin przestaje być nadwornym błaznem, wypada przeciętnie. To rola, o której dość szybko się zapomina. Solidna, ale nawet niezbliżająca się do wielkości. Przy Tomie Hulce wcielającym się w Mozarta w Amadeuszu, którym twórcy ewidentnie się inspirowali, Kulm mieni się jako mierna kopia.

fot. Chopin, Chopin!, reż. Michał Kwieciński, dystrybucja TVP

Nie ma co ukrywać, Kulmowi nie pomaga fakt, że aktorski drugi plan w Chopinie, Chopinie! właściwie nie istnieje. Aktorzy tacy jak Maja Ostaszewska czy Martyna Byczkowska dostają po jednej scenie i nie mogą w nich niczego pokazać. Podobnie jest z niepolskojęzyczną częścią obsady, spośród której nie wyróżnia się zupełnie nikt.

Przy tak ogromnym, niespotykanym w polskich standardach produkcji budżecie, po Chopinie, Chopinie! można by spodziewać się przynajmniej jakości realizacyjnej, ale i w tej kwestii jest różnie. Nie da się przyczepić do kostiumów i scenografii, w tym aspekcie film wypada świetnie, prezentując wysoki, zachodni poziom. Całkiem podoba mi się też oryginalna ścieżka dźwiękowa, w szczególności pomysł na wykorzystanie w niektórych sekwencjach muzyki elektronicznej, kontrastującej z utworami Chopina. Gorzej jest ze zdjęciami. Zdarzają się ujęcia pomysłowe, a sceny gry na pianinie bywają kreatywne, jednak w większości film jest kompletnie szary i brzydki. XIX-wieczny Paryż, choć realizacyjnie odtworzony rewelacyjnie, w obiektywie Michała Sobocińskiego wydaje się nijaki i martwy. Do tego niektóre sceny, kompozycyjnie piękne, zawodzą przez to, jak słabo są oświetlone. Od biografii tak płodnego, wyrazistego artysty, oczekiwałbym jednak trochę więcej szaleństwa i wizualnej wyrazistości.

Chopin, Chopin! miał być wizytówką polskiego kina, współczesną epopeją o jednym z najistotniejszych artystów naszego kraju. Tymczasem okazał się przeciętną, scenariuszowo nieporadną biografią, jakich co roku dostajemy wiele. Nie czuć tu wcale, żeby Kwieciński był szczególnie zainteresowany życiem kompozytora, bo jego film to nudny, niespójny zbiór historyjek spinanych tylko przez wątek choroby. Nie czuć tu żadnej kreatywności, żadnych świeżych pomysłów, nie sprawdzają się nawet te aspekty, którymi stał Filip. Jeżeli Chopin, Chopin! ma być pokazem tego, na co stać polskie kino, jako naród powinniśmy się martwić.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to