Można by rzec, że Mariusz Kuczewski to szara eminencja polskiego kina rozrywkowego. Bo choć jego nazwisko może nie być znane szerszemu gronu odbiorców, to właśnie on pisał scenariusze do prawie wszystkich części Listów do M., nowego Znachora, a także innych, pierwszoligowych komedii romantycznych, seriali i wielu innych. Kuczewski ma też skromny, ale zaskakująco różnorodny dorobek reżyserski. W 2013 nakręcił jeden z pierwszych, pełnoprawnych horrorów w naszym kraju, czyli Silent Lake, a dwa lata temu na ekrany kin trafiła jego komedia gangsterska Nie cudzołóż i nie kradnij, mocno nawiązująca do twórczości Quentina Tarantino, braci Coen i Guya Ritchiego. Już na początku 2025 roku zadebiutuje jego najnowszy film, czyli Dalej jazda. Jak wypada ta komedia, tym razem poświęcona dużo starszym bohaterom?
Starszy mężczyzna Józiek postanawia spełnić absurdalne życzenie swojej chorej na Alzheimera żony i zabrać ją w Pieniny. W tym celu sprzeciwia się synowi i synowej, którzy chcieliby, żeby małżeństwo trafiło do domu starości, kradnie auto i wyrusza z ukochaną w szaloną podróż po Polsce.
W przeciwieństwie do poprzednich reżyserskich projektów Kuczewskiego, Dalej jazda jest bardzo bezpieczna, oparta na prostych, gatunkowych schematach. Zarówno formalnie, jak i treściowo twórca nie decyduje się na żadne eksperymenty, co jest o tyle dziwne, że w Nie cudzołóż i nie kradnij ujrzeliśmy ich sporo (za przykład niech posłuży choćby nielinearnie prowadzona historia). Fabularnie Dalej jazdę można nazwać standardowym, komediowym kinem drogi z prominentnym wątkiem starości. Skojarzenia z Choć goni nas czas, Schmidtem i Nebraską Alexandra Payne’a albo Ellą i Johnem są oczywiste. W filmie Kuczewskiego oglądamy starsze małżeństwo odwiedzające miejsca z przeszłości, z nostalgią wspominające swoją młodość i naprawiające relacje z synem. Wszystko to zachowane w ckliwym klimacie, łączącym w sobie komedię z dramatem.
Scenariuszowo Dalej jazda, pomimo bazowania na sprawdzonych schematach, bywa nieporadna. Dziwne jest choćby to, że sama podróż do Pienin, która ma być przecież sercem całej historii, pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu. Innym problemem są dłużyzny. Szczególnie drugi akt jest strasznie monotonny, pełen powtarzania tych samych żartów i schematów. Główny problem z historią jest taki, że już po pierwszym akcie doskonale wiemy, jak się historia potoczy, a Kuczewski, zamiast przejść do tytułowej już jazdy po Polsce, wprowadza kolejne zbędne wątki i sytuacje, które mają tylko sztucznie przeciągać film. Jest jeszcze jedna rzecz, która mocno irytowała mnie podczas seansu, czyli przewidywalność. Każdy twist, rozwiązanie każdego wątku i zakończenie historii są oczywiste od samego początku. Reżyser nawet nie próbuje mylić tropów czy odejść jakkolwiek od ogranych schematów.
Pod kątem humoru film Kuczewskiego jest bardzo nierówny. Z jednej strony zdarzają się żarty naprawdę niezłe, a nawet kreatywne. Mówię tu choćby o bardzo dobrze zmontowanym skeczu z policjantami. Problem w tym, że to jednak mniejszość, bo znaczna część humoru to po prostu przeciętne, wtórne i nijakie dowcipy, o których zapomina się kilka godzin po seansie. Zdarzą się też żarty naprawdę złe, przywodzące na myśl najgorsze polskie kabarety. Jest na przykład scena z synem Jóźka i Elżbiety, która polega na tym, że mężczyzna wziął viagrę i teraz chodzi z erekcją po domu, trafiając w coraz bardziej kompromitujące sytuacje. Skecz nie dość, że skrajnie żenujący, to jeszcze przeciągnięty do granic możliwości. Jestem pewien, że gdyby nie dobra obsada, która potrafi czasem wyciągnąć coś nawet z na papierze kiepskich żartów, film mógłby się okazać jeszcze gorszy.
Jednak największy problem mam z tym, jak Kuczewski podchodzi do wątków dramatycznych. Dalej jazda w gruncie rzeczy ma do przekazania wiele wartościowych rzeczy, a to, co próbuje powiedzieć w związku ze starością, jest jak najbardziej słuszne. Cały morał polega przecież na tym, że trzeba się cieszyć każdą chwilą życia, nawet w obliczu zbliżającej się śmierci. Nic z tego nie jest może odkrywcze, ale przecież nikt nie oczekuje niezwykle głębokich treści od kina rozrywkowego. Na pochwałę zasługuje też to, że twórcy nie boją się tematów uważanych przeważnie w polskim kinie rozrywkowym za tabu i wspominają choćby o seksie starszych osób. Zaznaczywszy to wszystko, trzeba jednak stwierdzić, że choć film ma do powiedzenia wartościowe rzeczy, przekazuje je w możliwie najgorszy sposób. Dalej jazda jest okropnie ckliwa, każda dramatyczna scena jest tu oparta na bezczelnym szantażu emocjonalnym. Za każdym razem, kiedy któraś z postaci ma powiedzieć coś tragicznego, w tle odpala się smutne pianino. Do tego Kuczewski korzysta z banalnych schematów. Nigdy nie wgłębia się w prawdziwe problemy swoich bohaterów, zamiast tego wykorzystując je jako kolejny sposób na łatwe wywołanie łez u widzów. To jak nachalnie Dalej jazda stara się być smutna, jest po prostu irytujące i odbiera jej jakikolwiek urok.
W odniesieniu do wątków dramatycznych nie podoba mi się też to, w jaki sposób Kuczewski portretuje zmagającą się z chorobą Alzheimera Elżbietę. Jej choroba staje się w pewnym momencie tylko gimmickiem, z którego reżyser korzysta za każdym razem, kiedy film skręca w smutne rejony. Scena, w której matka nie poznaje własnego syna, to w końcu jeden z najprostszych sposobów na wywołanie łez, a takowa pojawia się tu co najmniej kilka razy. Dodatkowo Elżbieta to też prosty comic relief. Niepoczytalność kobiety staje się wielokrotnie powtarzanym żartem, na czele z jej ciągłym krzyczeniem sloganu „dalej jazda!”. W całym wątku żony Jóźka widoczna jest ogromna hipokryzja. Twórcy z jednej strony chcą przecież mówić o poważnych problemach, z drugiej jednak mając postać z Alzheimerem, czynią chorobę jej jedyną cechą charakteru. Traktują ją instrumentalnie. Nie ma ona być prawdziwym człowiekiem, a jedynie sprawnym narzędziem do wywoływania łez i śmiechu.
Obsada do pewnego stopnia ratuje film. Marian Opania radzi sobie bardzo dobrze i miło wreszcie zobaczyć go na pierwszym planie. Ma sporo naturalnej charyzmy, a przy tym tworzy postać, którą łatwo polubić i jej kibicować. Niezła jest też Małgorzata Różniatowska. Choć, jak już wspominałem, mam problem z tym, jak portretowana jest Elżbieta, lecz samej aktorce nie można nic zarzucić. Sporym zaskoczeniem był dla mnie za to występ Mariusza Drężeka, który wcielając się w syna Jóźka i Elżbiety wykreował zaskakująco sympatyczną postać, przy tym radząc sobie też w scenach komediowych. Poza tym w filmie możemy zobaczyć jeszcze jak zwykle dobrego Wiktora Zborowskiego, którego ostatnio na ekranie widzimy niestety bardzo rzadko (właściwie tylko w fatalnym cyklu Kogel Mogel), Anitę Sokołowską, która nie dostaje nawet pełnoprawnego wątku i Julię Wieniawę, która ma może prostą i nudną rolę, ale nie wypada w niej wcale źle.
Dalej jazda nie miała może potencjału na nic niezwykłego, ale uważam, że mogła być po prostu przyzwoitym, uroczym kinem drogi. Zawiódł jednak średni scenariusz, kiepski humor i paskudne podejście do wątków dramatycznych. Kuczewski, zamiast po prostu skupić się na sympatycznych postaciach odgrywanych przeważnie przez naprawdę dobrych aktorów, stawia na irytujący szantaż emocjonalny. W efekcie Dalej jazda to tylko komercyjna, wykalkulowana próba wywołania u widzów najprostszych emocji i kolejna polska komedia, która nie radzi sobie z sięganiem po poważniejsze tematy.
Dalej jazda trafi na ekrany kin już 3 stycznia 2025.