„Dziki”. Recenzja filmu – Pollywood

Stanisław Sobczyk22 grudnia 2025 18:00
„Dziki”. Recenzja filmu – Pollywood

Po wielkich sukcesach dwóch części Akademii pana Kleksa Maciej Kawulski wraca z pierwszym polskim filmie nakręconym w szerokim formacie. Czy Dziki to kolejna porażka w dorobku reżysera?

Choć Maciej Kawulski, biznesmen i założyciel organizacji KSW, filmową karierę rozpoczął stosunkowo niedawno, to już na stałe zagościł w świecie polskiego kina. Od 2019 wyreżyserował i wyprodukował szereg głośnych tytułów. Na swoim koncie ma kino sportowe, gangsterskie, erotyki oraz produkcje familijne. Po ogromnych sukcesach Akademii pana Kleksa oraz Kleksa i wynalazku Filipa Golarza Kawulski jest już z pewnością częścią mainstreamu i może sięgać po największe dostępne w Polsce budżety. I, co by nie mówić o poziomie jego filmów, trzeba mu oddać, że wcale się nie zatrzymuje i sięga po kolejne hollywoodzkie gatunki.

W tym roku Kawulski zrealizował Dzikiego, ambitne kino przygodowe z rozbójnikami, inkwizytorami i legendą Karpat. Film już na początku promocji reklamowany był jako pierwsza polska produkcja zrealizowana w szerokim formacie i prezentowana w kinach IMAX. Reżyser tworzył projekt z ogromnym rozmachem, dysponując wielkim budżetem i sięgając po nowe technologie. Czy to wszystko rzeczywiście złożyło się na hit na miarę Hollywood, czy może mamy do czynienia ze standardowym, słabym poziomem, jaki Kawulski reprezentuje od początku kariery?

Akcja filmu rozgrywa się w XVI-wiecznych Karpatach. Szlachcic Maciej znajduje w lesie tajemniczego, chłopca, którego wychowały wilki. Lata mijają, a dziecko dorasta i staje się legendą oraz postrachem gór, przez miejscowych nazywanym Dzikim niemową. Kiedy do Karpat przyjeżdża sadystyczny inkwizytor, poszukujący skradzionych, papieskich insygniów, rozpoczyna się wojna między armią kościoła a bandą leśnych rozbójników prowadzonych przez Dzikiego.

fot. Dziki, reż. Maciej Kawulski, dystrybucja Next Film

Dziki to, obok dwóch odsłon Akademii pana Kleksa, najambitniejsza produkcja Kawulskiego.

Reżyser, podobnie jak przy swoich poprzednich filmach, stara się łączyć hollywoodzkie schematy i rozmach z ikonami polskiej kultury. Tak, jak od dwóch lat próbował uczynić z Kleksa międzynarodową markę spod znaku familijnego sci-fi, tak teraz sięga po klasyczne historie o Janosiku czy Rumcajsie i chce stworzyć na ich podstawie pełnoprawny blockbuster. Pomysł nie wydaje się taki zły – w górskich legendach i postaciach dzielnych zbójów kryje się spory potencjał na dobre kino przygodowe i polską odpowiedź na fenomen Robin Hooda. Niestety, pomimo całkiem obiecującego punktu wyjścia, Dziki polega na prawie każdej płaszczyźnie i trawią go dokładnie te same problemy, co wszystkie inne filmy Kawulskiego.

Brak kompetencji twórców widać już w samym scenariuszu Dzikiego. Przede wszystkim film jest zdecydowanie za długi. Chociaż trwa lekko ponad dwie godziny, ciągnie się w nieskończoność. Powodów jest kilka. Przede wszystkim to, że scenarzyści zupełnie nie radzą sobie ze strukturą trzyaktową. Dziki ma kilka punktów zwrotnych, kończy się już od połowy i bez przerwy powtarza te same rozwiązania fabularne. W efekcie czasem przypomina skondensowany skrót serialu, w którym każdy odcinek wieńczy cliffhanger. Do tego dochodzi nadmiar wątków. Kilkunastu bohaterów, spośród których większość widzimy na ekranie tylko przez parę minut. Kawulski pędzi z historią, ciągle wprowadza nowe wątki i twisty, ale nie daje nam czasu na ich przepracowanie. W efekcie na przykład romans wypada okropnie płytko, między bohaterami nie ma żadnej chemii, a związany z nimi zwrot akcji jest nie dramatyczny a kuriozalny i niezamierzenie śmieszny.

Dzikiemu nie pomaga też seria wyjątkowo głupich, fabularnych rozwiązań. Regularnie pojawiają się tu sceny, które budzą konsternację. Kawulski kilkukrotnie wprowadza do historii twisty rodem z Ukrytej prawdy. Nie spoilując, wystarczy wspomnieć, że pojawia się tu między innymi kazirodczy związek czy wisienka na torcie w postaci jednej z najbardziej kuriozalnych scen po napisach, jakie dane mi było zobaczyć w kinie, podpinająca Dzikiego pod inną, znaną markę. Gdyby reżyser przynajmniej podchodził do takich rozwiązań z przymrużeniem oka, ale ten traktuje je śmiertelnie poważnie, okraszając je kiczowatymi retrospekcjami i dramatyczną muzyką.

Tu dochodzimy do tego, co leży u podstaw porażki Dzikiego.

Bo w gruncie rzeczy w filmie znajdziemy naprawdę udane sceny, które sugerują, że w podejściu Kawulskiego tkwił pewien potencjał. Są to te momenty, w których reżyser odpuszcza sobie poważny ton i zamiast tego idzie w kierunku przerysowanej, kampowej konwencji. Najlepiej w tej luźniejszej formule odnajduje się zresztą Sebastian Fabijański, który robi ze swojej roli prawdziwy spektakl i widać, że fantastycznie bawi się jako psychopatyczny złol z kreskówki. I właśnie w taki ton powinien celować cały film – zabawny, przegięty i samoświadomy. Niestety twórcy odpuszczają sobie ten kierunek i poza pojedynczymi sekwencjami traktują swój projekt śmiertelnie poważnie, naiwnie wierząc w dramatyczną siłę opowiadanej historii. 

Kawulski bardzo chce kręcić wielką, hollywoodzką produkcję, podczas gdy więcej inspiracji może powinien czerpać z Bollywood. W końcu to właśnie w blockbusterach z Indii mamy do czynienia z mitologicznymi herosami, przerysowaną akcją i protagonistą, który jest w stanie pokonać każdego. Niestety, Kawulskiemu brakuje samokrytyki, samoświadomości i wyczucia gatunku, woli budować swoje patetyczne wizje i kreować tanią wersję Bravehearta, zamiast rzeczywiście podążać za luźniejszą, kampową konwencją.

fot. Dziki, reż. Maciej Kawulski, dystrybucja Next Film

Aktorsko Dziki jest w większości przeciętny.

Obsadzony w roli głównej Tomasz Włosok, który od pewnego czasu zdaje się muzą Kawulskiego, dostał rolę, w której nie może pokazać nic ciekawego. Przez cały film chodzi nabuzowany, patrzy groźnym wzrokiem i milczy. Zupełnie brakuje mu ekranowej prezencji potrzebnej tego typu postaci, co każe sądzić, że zawiódł tu już sam casting. Równie niemrawo jest na dalszym planie. Leszek Lichota gra tę samą nudną postać co zwykle, Agata Buzek nie potrafi wykrzesać żadnej iskry kreatywności z leśnej wiedźmy, a młodzi aktorzy zlewają się w jeden, nijaki obraz.

Na tym aktorskim pustkowiu prawdziwym ewenementem jest Sebastian Fabijański. Aktor, który ostatnimi czasy zdecydowanie pobłądził, a którego jeszcze niedawno oglądać mogliśmy tylko w Fame MMA i pojedynczej, okropnej roli w Powstańcu 1863, nagle wyskoczył znikąd w Dzikim i skradł show. Fabijański wciela się w postać szalonego, psychopatycznego inkwizytora, antagonisty całej historii i traktuje swój występ z przymrużeniem oka. Jest kreskówkowy, całą swoją kreację opiera na manieryzmach, tikach i wybuchach agresji. Nie jest to może rola obiektywnie dobra czy przemyślana, ale jest zabawna i stanowi świetny kontrast dla patetycznego tonu filmu. Gdyby reszta obsady i twórców miała podobne podejście co Fabijański, Dziki mógłby być znacznie lepszą rozrywką.

fot. Dziki, reż. Maciej Kawulski, dystrybucja Next Film

Już od czasu Akademii pana Kleksa Kawulski udowadnia, że wysoki budżet czy nowe technologie nie sprawiają jeszcze, że film wygląda dobrze. Dziki tę tezę tylko potwierdza, okazując się może i najgorzej nakręconym projektem w dorobku twórcy (a należy zaznaczyć, że konkurencja jest spora). Może i nie tak brzydkim jak Kleksy, bo papkę sci-fi zastąpiły ładne, górskie widoczki, ale skrajnie niekompetentnym na podstawowym poziomie. Zdjęcia są chaotyczne, nie rozumiem skąd decyzja, by sceny akcji były tak ciemne i kręcone z trzęsącej się kamery. Ponadto operator w żaden ciekawy sposób nie wykorzystuje szerokiego formatu, poza kilkoma scenami, które są w zasadzie tylko pocztówkami z Karpat.

Jeszcze gorzej wypada montaż: chaotyczny, nieumiejętny i dezorientujący. Podobnie jak wcześniejsze filmy twórcy, tak i Dziki przypomina często teledysk, w którym nikt nie przejmuje się konsekwencją czy ciągłością ujęć. Nie dziwi, że sam Kawulski był jednym z montażystów i przez prawie siedem lat pracy za kamerą niczego się nie nauczył.

Dziki to kolejne fiasko w długim paśmie niepowodzeń Kawulskiego.

Film niekompetentny, traktujący się zbyt poważnie i po prostu śmieszny, kiedy próbuje przenosić do Polski rozwiązania z Hollywood. Bardzo chciałbym, żeby całość wyglądała tak, jak kreskówkowa kreacja Fabijańskiego. Niestety, przez fatalny montaż, zły scenariusz i kiepskie tempo, trudno czerpać z seansu satysfakcję. Kawulski wierzy w wielkie budżety i technologie, zapomina jednak o tak podstawowej materii kina, jak struktura trzyaktowa czy ciągłość ujęć. Choć kręci od prawie siedmiu lat, nadal trudno nazywać go prawdziwym reżyserem, bo przez większość czasu jawi się jako dziecko, które złapało kamerę i próbuje kopiować podpatrzone w Hollywood sceny.

Jest jednak w tej kolejnej porażce coś, co pozwala podejść do niej z umiarkowanym entuzjazmem. Dziki, pomimo wszystkich swoich wad, nie jest przynajmniej Kleksem. To słaby film, ale na szczęście nie wyrachowany produkt reklamowy, jakim były dwie poprzednie produkcje Kawulskiego. Chociaż twórca zupełnie sobie nie radzi i polega na każdej płaszczyźnie, to czuję, że Dziki jest przynajmniej filmem, który rzeczywiście chciał zrobić. Dla własnych ambicji i zainteresowań, a nie tylko tabelek w Excelu i potencjalnego zarobku.

Dziki trafi na ekrany polskich kin 1 stycznia 2026.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to