Choć DreamWorks w tym roku rozczarowało nas czwartą odsłoną Kung Fu Pandy, dosyć niespodziewanie tegorocznym fenomenem stała się animacja Dziki robot – film, który podbił festiwal w Toronto i który śmiało można okrzyknąć jednym z najlepszych projektów animowanych tego roku.
To naprawdę dobry okres dla kina animowanego. W kinach triumfy święci Smok Diplodok – przełomowa polska animacja stojąca rozmachem w jednym szeregu z amerykańskimi produkcjami. W ten sam dzień do kin trafił Dziki robot – animacja science fiction od studia odpowiedzialnego za Shreka czy Kota w Butach. Opowiada ona historię ROZZUM – robota zaprojektowanego przez firmę Universal Dynamics, który jako jedyny przetrwał tajfun, trafiając na niezamieszkałą przez ludzi wyspę. „Roz” ma jedno zadanie – pomagać, lecz żadne z napotkanych zwierząt nie potrzebuje jej wsparcia. Jak w każdej historii, wszystko zmienia się w pewnym momencie.
Dziki robot to niezwykle skromna, wrażliwa i – w dobrym tego słowa znaczeniu – tradycyjna animacja, będąca ekranizacją książki Petera Browna o tym samym tytule. Film zaczyna się dosyć „mrocznie” – poznajemy robota, który rozbił się na tajemniczej wyspie. Z dala od cywilizacji, technologii i gdzie to natura gra pierwsze skrzypce. Roz dosyć szybko przekonuje się na własnym metalu o sile natury, cyklu życia w dziczy, który nawet dla sympatycznego robota pragnącego jedynie pomóc jest czymś ciężkim. Zmienia się to w chwili, kiedy Roz natrafia przez przypadek na jajko, z którego wykluwa się mała gęś. W międzyczasie „przyłącza” się do niej lis Kapuś i razem podejmują się zadania wychowania osieroconej gęsi – Jasnodzióbka.
Chris Sanders, reżyser Lilo i Stich oraz Jak wytresować smoka, poszedł w innym kierunku w porównaniu do swoich poprzednich dzieł, choć tematy adaptacji oraz akceptacji przez otoczenie są silnie zaakcentowane w jego najnowszej historii. Dziki robot u swoich podstaw jest opowieścią o rodzicielstwie. Opowieścią z perspektywy rodzica, który na początku nie wie, czym jest macierzyństwo ani miłość, gdyż jest jedynie zaprogramowany na binarne linijki kodu określające poszczególne zadania. Warto podkreślić, że w polskiej wersji dubbingowej znakomicie oddano przemianę postaci. Syntetyczny i bezduszny głos z czasem zmienia się w matczyny, pełen emocji i wewnętrznych rozterek, natomiast nie traci przy tym swojego robotycznego pierwiastka. Droga i poświęcenie Roz porusza widza, bo zadanie „wychowania gęsi” szybko przeradza się w coś głębszego – coś, czego Roz jeszcze nie jest w stanie zrozumieć. To laurka dla wszystkich mam, rodziców, którzy poświęcają się dla swoich dzieci – pragną dla nich jak najlepiej i chcą ich szczęścia, nawet kosztem samych siebie.
Dziki robot imponuje na tle prowadzenia historii. Całkiem mroczny, lecz pełen przerysowania początek malujący odbiorcy dziki świat, napełnia z każdą kolejną chwilą empatia, miłość i zaufanie. Te emocje rosną oraz napełniają widzów nadzieją, szczególnie w momencie, gdy twórcy naświetlają nam świat filmu – zniszczony prawdopodobnie przez katastrofę ekologiczną. Choć film czasem podąża znanymi schematami, to stara się to rekompensować naprawdę ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi, które jeszcze mocniej pogłębiają wartość historii. Jednym z takich elementów jest środowisko zwierząt na wyspie – dzika fauna i flora staje się nagle czymś nam bliskim. Większość zwierząt nabywa charakter, a twórcy naprawdę dobrze radzą sobie z zachowaniem balansu w wizualnej ekspozycji tego, jak wygląda łańcuch pokarmowy oraz cykl życia w dziczy. Choć na ekranie nie widzimy pokazanych wprost żadnych śmierci czy brutalności wobec zwierząt, to twórcy nie odwracają wzroku od trudnych i, chciałoby się, powiedzieć „życiowych” tematów, przepełniających naturę od wieków.
Film ucieka od współczesnych, fotorealistycznych animacji CGI kojarzonych z Pixarem. Skromna historia idzie w parze z subtelną formą. Animacja wygląda niczym obrazy koncepcyjne pełne pastelowości i delikatności w swojej malarskiej formie. Twórcy nawiązują do tradycyjnych animacji Disneya (Bambi, 1942) czy dzieł Hayao Miyazakiego, co zapewnia naprawdę świeżą oraz atrakcyjną syntezę gatunków. Inaczej wydaje się być zaprojektowana Roz. Swoją syntetycznością wybija się na tle natury, jej faktura połyskuje, lecz późniejsza integracja z otoczeniem (ta materialna i niematerialna) nie umyka uwadze animatorów w nałożeniu dyskretnych zmian. Moją uwagę zwróciły jej oczy, które w pewnym, istotnym dla historii momencie, stają się wręcz żywe – jakby były swoistym portalem do duszy, którą przed chwilą nabyła.
To animacja pełna nadziei, nauki o miłości, która nie w głupi sposób podejmuje sporo tematów – rodzicielstwa, inności, budowania wspólnoty czy przyjaźni. To kolejny projekt, który dumnie wyłamuje się tej przeżartej formule Disneya i w ramach skromnej, lecz pełnej głębi opowieści tworzy coś naprawdę fantastycznego. Jeśli macie możliwość, powiedzcie mamie, że ją kochacie – może i ona, tak samo jak Roz, zbudowała dla was pas startowy.
Film Dziki robot będziecie mogli obejrzeć w kinach już od 11 października.