Za nami drugi dzień Festiwalu Kamera Akcja! Łódzkie Monopolis, Kino Kinematograf oraz Szkoła Filmowa w Łodzi zamieniły się w święto krytyki filmowej. Drugiego dnia szczególnie interesowało nas Megalopolis, przy którym mieliśmy okazję wygłosić prelekcję oraz poprowadzić dyskusję, aktorski masterclass Christiana Friedla oraz belgijski kandydat do Oscara.
Za główne zdjęcie artykułu odpowiada Agnieszka Cytacka. Zapraszamy na stronę z portfolio fotografki.
Dzień zaczęliśmy od DKF Immersja: Megalopolis. Najnowszy projekt Francisa Forda Coppoli to temat niezwykle wdzięczny do dyskusji. Na naszym portalu znajdziecie bardzo pozytywną recenzję filmu. Sam „nie jestem jego przesadnym entuzjastą”. Megalopolis to eklektyczna katastrofa, w której piętrzące się cytaty i nawiązania przekładają się na ideowe banały, a formalny rozmach ugina się pod swoją rozpiętością.
Nie sposób jednak nie polubić Megalopolis za bezkompromisowość i wyrazistość. Bardzo się cieszę, że taki film mógł być tematem kolejnego spotkania naszego dyskusyjnego klubu filmowego. Szczególnie, że Coppola wyciągał przecież szable przeciwko krytykom filmowym – głośny swego czasu trailer Megalopolis wzbogacony o fikcyjne cytaty między innymi Pauline Kael miał przecież sugerować, że „prawdziwy geniusz często pozostaje niezrozumiany”.
Megalopolis to najjaśniejszy przykład dowodzący potrzebie krytyki filmowej. Coppolę obchodzą recenzje, szczególnie, że w większości są raczej miażdżące. Położenie marketingowego nacisku właśnie na krytykę filmową i jej rzekomą omylność to coś niezwykle interesującego. O samym filmie już wcześniej pisaliśmy na naszym portalu:
Megalopolis to nowa amerykańska baśń, różna od wszystkiego innego, co możemy znaleźć w kinie. Coś, co już nigdy się nie powtórzy. Seans filmu przyniósł mi uczucie, którego jeszcze nie znałem. Siedząc na sali kinowej, na pierwszym otwartym dla szerszej widowni pokazie Megalopolis czułem, że historia kina tworzy się na moich oczach. Może za kilka miesięcy efekt minie, może przy kolejnych seansach bolączki rzucą się w oczy, ale tego uczucia nikt mi już nie odbierze. Niezależnie czy efekt końcowy się lubi, czy nie, już za to oraz za tak odważną próbę reżysera należy docenić. Podczas gdy koledzy po fachu Coppoli kręcą filmy regularnie, często rozdrabiając się na drobne, ten zdecydował się polecieć tak blisko słońca, jak się tylko da… i o dziwo wcale nie spadł.
Jako ludzkość od tysięcy lat opowiadamy sobie te same historie. Mój profesor na uczelni powiedział kiedyś, że gdy poznasz Biblię, to nigdy żadna historia nie będzie dla ciebie nowa. Pomimo tego zachodnio-centrycznego i niejako aroganckiego podejścia, w tych słowach było ziarno prawdy. Można to również rozwinąć na znajomość historii – ci z nas, którzy studiują dzieje człowieka, szczególnie te starożytne, bez wątpienia sami widzą, że w gruncie rzeczy nasi artyści i twórcy jedynie reinterpretują, na nowo przedstawiają opowieści, które powstały w czasach antycznych. Biorą również na warsztat prawdziwe wydarzenia, prawdziwych ludzi; ich klęski, zwycięstwa, wątpliwości. Tak rozwijała się literatura, teatr, tak rozwija się kino. Historia filmu jest wypełniona nie tylko wielkimi, epickimi filmami, opartych w pełni na faktycznych wydarzeniach – odrobinę tylko doprawionych szczyptą dramatyzmu. Jest również natchniona inspiracjami, lekcjami, które przeszłość nam dała. Właśnie z nich naukę i nową przypowieść czerpie Francis Ford Coppola, tworząc swoje Megalopolis.
Innym filmem, na który bardzo czekałem w czasie Festiwalu Kamera Akcja, było Milczenie Julie. Belgijski kandydat do Oscara opowiada historię wschodzącej gwiazdy tenisa. Kiedy trener Julie zostaje zawieszony i zwolniony po samobójstwie jednej z zawodniczek, wszyscy w klubie proszeni są o złożenie zeznań, aby wyjaśnić, co się stało. Julie postanawia jednak wbrew wszystkim i wszystkiemu milczeć.
Kamienna cisza głównej bohaterki w połączeniu z surowym stylem Leonarda Van Dijla tworzy porażającą kombinację. Cisza skrywająca różne perspektywy na jedną sytuację oraz motywacje, które za milczeniem stoją, budują hermetyczny świat, w którym subtelne poszlaki wytwarzają kolejne sensy. Na naszym portalu dostępny jest wywiad z Leonardem Van Dijlem, reżyserem filmu:
Najważniejszym wydarzeniem drugiego dnia Festiwalu Kamera Akcja był jednak seans Strefy interesów Jonathana Glazera oraz aktorski masterclass Christiana Friedla. Wybitny niemiecki aktor przez ponad godzinę opowiadał nie tylko o niepowtarzalnych metodach realizacyjnych stosowanych przy okazji nagrodzonego Oscarami filmu Glazera, ale także o własnym podejściu do portretowania tak jednoznacznie złej postaci. Friedel był wrzucany w skórę Hossa na długie godziny. Musiał improwizować, musiał bez przerwy przez kilka godzin dziennie żyć życiem nazistowskiego zbrodniarza.
Jedną z najcenniejszych rzeczy, o których powiedział Friedel, był zakres poinformowania na temat bohatera, którego się odgrywa. To jednak nie tak, że Friedel jest ignorantem, który nie wie, kim był Hoss. W przypadku wszystkich swoich ról stara się jednak nie podążać ślepo za całkowitym poznaniem każdego szczegółu z (również pozaekranowego) życia bohatera.
Strefa interesów jest z całą pewnością jednym z najciekawszych festiwalowych filmów tego roku. Jonathan Glazer wrócił po latach, oferując nam zupełnie nowe, budzące sporo wątpliwości spojrzenie na Holokaust. Produkcję można docenić za wiele aspektów, a w szczególności za ciekawą warstwę realizacyjną. Przy tym oglądając The Zone of Interest nie da się wyrzucić z głowy wrażenia, że podejście reżysera nie jest do końca właściwe. Czy Glazer nie poszedł za daleko, szukając poetyki w tak przerażającej sytuacji, w której ucierpiały miliony prawdziwych ludzi? Na to pytanie każdy widz musi odpowiedzieć samemu i cokolwiek by nie mówić o Strefie interesów, warto ją obejrzeć. Choćby, żeby wyrobić sobie własne zdanie.