Od kilku lat w polskiej kinematografii można dostrzec modę na kręcenie kontynuacji kultowych filmów. Po spektakularnym, finansowym sukcesie Miszmasz czyli Kogel Mogel 3, który trafił na ekrany 30 lat po premierze poprzedniej części, kolejni twórcy próbują swoich sił z innymi klasykami sprzed lat. Władysław Pasikowski nakręcił Psy 3. W imię zasad, Jan Kidawa-Błoński Różyczkę 2, Maciej Kawulski właśnie zaprezentował nam nową wersję Akademii Pana Kleksa, a już niedługo w kinach oglądać będzie można Samych swoich. Początek. Filmy te bardzo rzadko są rzeczywiście udane, ale żerują na nostalgii widzów i już to sprawia, że często jest o nich głośno. Tymczasem na początku stycznia swoją premierę będzie miał Fuks 2 – kontynuacja słynnej komedii kryminalnej z 1999 roku, która na dobre rozpoczęła aktorską karierę Macieja Stuhra. Film od początku nie zapowiadał się szczególnie dobrze, a teraz, kiedy rozpoczęły się już jego przedpremiery, każdy może się przekonać, że mamy do czynienia z kolejnym nieudanym powrotem do polskiej klasyki.
Fuks 2 rozgrywa się wiele lat po akcji pierwszej części. Aleks nie jest już młodocianym przestępcą, ale legalnie działającym właścicielem komisu samochodowego, który próbuje jakoś wiązać koniec z końcem. Tymczasem jego syn, Maciek, podpada groźnemu warszawskiemu gangsterowi, kiedy zaczyna się spotykać z jego córką.
Główny problem Fuksu 2 polega w zasadzie na tym, że nikt go nie potrzebował. Pierwszy film to prosta komedia gangsterska, jakich w Polsce lat 90. i 00. powstawało wiele. Po czasie nadal całkiem przyjemna, z pewnością bezbolesna w odbiorze, ale też niezbyt odkrywcza. Nawet ci, którzy ją lubią, czy czują do niej jakiś sentyment, muszą przyznać, że nigdy nie potrzebowała ona kontynuacji. Historia Aleksa Stawińskiego była zamknięta. Jej zakończenie pozostawiało co prawda furtkę na potencjalny sequel, ale na pewno nie taki, który miałby rozgrywać się po 25 latach. Wydaje się więc, że z Fuksem jest ta sama sytuacja co z Różyczką. Maciej Dutkiewicz osiągnął sukces jako reżyser pierwszej części, ale jego kariera nigdy się nie rozwinęła. Po 1999 nakręcił już tylko jeden film, o którym nikt nie mówił i odcinki różnych, telewizyjnych seriali. Nic więc dziwnego, że po wielu latach postanowił wrócić do swojej jedynej, rzeczywiście głośnej produkcji, kręcąc jej sequel.
Scenariuszowo nowy film Dutkiewicza jest po prostu kiepski. Nawet nie jakiś szczególnie zły czy niekompetentny – tylko do bólu nijaki, wtórny. Widać, że reżyser jest jeszcze zatrzymany w latach 90. i jego produkcja korzysta z podobnych klisz, co pierwsza część. Fuks 2 to płytka komedia kryminalna ze sztampową intrygą i zbyt dużą grupą bohaterów. W zasadzie jedynym sposobem na utrzymanie uwagi widza jest wrzucenie raz na jakiś czas głupiego twistu czy wprowadzenie nowej postaci, która będzie miała znikomy wpływ na fabułę. Widać tu również inspirację zachodnimi wzorcami i próbę nakręcenie czegoś w stylu ostatnich projektów Guya Ritchiego. Wszystko to z dość miernym skutkiem, bo bardzo szybko orientujemy się, w jakim kierunku zmierza intryga i całość staje się monotonna.
Twórcy próbowali nieco uwspółcześnić realia filmu. Tak więc zamiast ulicznych pościgów i ukrytych dyktafonów z pierwszej części, mamy już hakowanie komputerów oraz ekologiczne protesty. Jest próba podjęcia bardziej aktualnych tematów – jedna z bohaterek okazuje się aktywistką na rzecz ochrony środowiska. Ten wątek jest jednak zupełnie zbędny i zarysowany w idiotyczny, karykaturalny sposób, tak, że nie da się go brać na poważnie.
Problem jednak w tym, że mimo tych drobnych zmian i uwspółcześnień, konstrukcja pozostaje identyczna jak w pierwszym Fuksie. Młody, przebiegły chłopak z pomocą dziewczyny, do której zaczyna coś czuć, postanawia stuknąć na kasę bogatego gangstera-przedsiębiorcę. Zgadza się nawet poboczny wątek zagranicznych kupców współpracujących z antagonistą, z tym, że teraz zamiast Wietnamczyków pojawiają się Malajowie. Naturalnie zrozumiałym jest próba nawiązania do pierwszej części – problem tylko w tym, że Fuks 2 to zwykłe odcinanie kuponów z małą liczbą świeżych pomysłów. Nawet nowi bohaterowie do złudzenia przypominają swoje pierwowzory z jedynki. Musiał niewiele różni się od Stuhra z lat 90., a Pazura gra w zasadzie tę samą rolę co Ferency, tylko pod innym imieniem. Fuks 2 nie przypomina wcale sequela Fuksa, a jego remake.
O ile zapomni się o fakcie, jak bezczelnie film zżyna niektóre pomysły z pierwszej części, nie ogląda się go wcale tak źle. To bezbolesna komedia z całkiem nowymi wyrazistymi bohaterami, która choć przewidywalna i od pewnego momentu monotonna, jest poprowadzona poprawnie. Tak naprawdę Fuksowi 2 najbardziej przeszkadza to, że jest sequelem. Produkcja Dutkiewicza właściwie nie kontynuuje żadnych wątków z jedynki, nijak nie nawiązuje do jej fabuły. Wraca tylko dwóch oryginalnych bohaterów, a ich historie są najnudniejsze w całym filmie. Aleks nie przypomina już siebie z pierwszej części – jest pierdołą, którego nie chce się oglądać na ekranie. Natomiast śledczy Mazur jest absolutnie zbędny i nawet Janusz Gajos sprawia wrażenie, jakby nie chciało mu się wracać do tej roli. Fuks 2 sprawdziłby się dużo lepiej jako zupełnie nowy film, promowany jako „nowe dzieło twórcy Fuksa”, a nie jego sequel. Można by się wtedy pozbyć niepotrzebnych wątków, które tylko sztucznie wydłużają całość, a zamiast tego skupić na nowych, znacznie bardziej charyzmatycznych bohaterach.
Aktorsko film wypada naprawdę w porządku. Nie ma w nim może żadnych niezwykłych ról, ale nowa obsada wypadła przyzwoicie. O dziwo najgorszy jest Maciej Stuhr, którego powrót do roli Aleksa będzie dla fanów pierwszej części ogromnym zawodem. Aktor zupełnie się nie stara. Przez większość czasu jest nijaki i pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy. Szkoda, bo na papierze jego wątek jako ojca nie jest zły i to właśnie sceny z ekranowym synem są jedynymi, w których wypada dobrze. Podobnie nie udał się powrót Janusza Gajosa. Aktorowi po prostu się nie chce, a twórcy ewidentnie nie mieli ciekawego pomysłu na rozwój postaci Mazura. Pozytywnie zaskoczył natomiast Maciej Musiał, który radzi sobie jako młody chłopak wpadający w przestępczy, warszawski świat. Ma charyzmę i łatwo go polubić. To godne zastępstwo dla Stuhra z pierwszej części. Nieźle sprawdził się także drugi plan. Paulina Gałązka bardzo pasuje do swojej roli, a Katarzyna Sawczuk nie szarżuje przesadnio i nieźle ogrywa nijaki wątek romantyczny. Trzeba docenić także Cezarego Pazurę, który może nie pokazał nic nowego, ale udało mu się sprawić, że jego sztampowa postać wypada momentami zaskakująco niejednoznacznie.
Fuks 2 nie jest ani udany, ani bardzo zły i zaryzykuję stwierdzenie, że w tym właśnie tkwi jego największy problem. Gdyby Dutkiewicz nakręcił dobrą kontynuację, mogłaby ona rzeczywiście zwrócić uwagę widzów. Zaś jeśli film okazałby się żenująco zły, również mógłby przykuć uwagę – podobnie jak kilka lat temu trzeci Kogel Mogel, który przecież otworzył drogę dla czwartej i piątej części. Tymczasem drugi Fuks to po prostu przeciętna komedia kryminalna. To sequel, o który nikt nie prosił i którego nie chcieli nawet fani pierwszej części. Tak naprawdę ciężko się tu na coś konkretnego gniewać. Jest kilka głupich decyzji, są nieudane próby zrobienia czegoś nowego. Finalnie jednak film jest tak bardzo bez wyrazu, że większość widzów zapomni o nim chwilę po zakończeniu seansu.