Logo A24 stało się już swego rodzaju znakiem jakości. Wydaje się, że żadne inne studio nie ma tylu oddanych fanów gotowych kupować gadżety i chodzić do kin na kolejne, przeważnie niskobudżetowe produkcje. Ostatnimi czasy A24 gustuje w horrorach, serwując nam kolejne zaskakujące, oryginalne filmy grozy. W zeszłym roku gigantyczny sukces odniosło X, jego prequel – Pearl oraz imprezowe Bodies Bodies Bodies. Studio się nie zatrzymuje i także w 2023 wprowadza do kin sporo nieszablonowych horrorów. Bo się boi, nowy projekt Ariego Astera, mocno podzielił widownię, a na lato zaplanowana była premiera debiutanckiego Talk to Me (Mów do mnie!). Film po raz pierwszy pokazywano w październiku zeszłego roku na małym festiwalu w Australii, a większą popularność zyskał podczas pokazów w Sundance. Prawa do dystrybucji Mów do mnie! wykupiło wspomniane już A24, a teraz szeroka widownia może się zapoznać z jednym z ciekawszych horrorowych debiutów ostatnich lat.
W ręce grupy nastolatków trafia tajemnicza, zabalsamowana ręka, która pomaga kontaktować się ze zmarłymi. Szybko staje się ona imprezowym gadżetem, a kolejni śmiałkowie wchodzą z nią w interakcje. Kiedy artefakt trafia w ręce młodej dziewczyny, Mii, staje się ona dla niej jedyną szansą na kontakt ze zmarłą matką. Niepokojąca zabawa szybko zaczyna zmieniać się w prawdziwą tragedię, kiedy świat zmarłych miesza się ze światem żywych.
Dla Michaela i Danny’ego Philippou, Mów do mnie! jest pełnometrażowym debiutem. Bracia wcześniej tworzyli youtube’owy kanał i zajmowali się kręceniem amatorskich krótkich metraży. O dziwo jednak świetnie poradzili sobie z dłuższym filmem i, chociaż Talk to Me kosztowało jedynie 4,5 miliona dolarów, wygląda znacznie lepiej, niż wiele droższych horrorów produkowanych przez wielkie studia. Już od pierwszych minut film podąża znanymi schematami, ale realizuje je w bardzo sprawny sposób. Kolejne sceny imprez ogląda się świetnie, a bohaterowie, chociaż nieszczególnie oryginalni, są zagrani i napisani tak, że nie da się ich nie polubić.
Talk to Me można nazwać duchowym spadkobiercą Flatliners (Linia życia). W tamtym horrorze studenci medycyny igrali ze śmiercią i wprowadzali się w stan śmierci klinicznej, a w tym australijska młodzież testuje swoje granice i wchodzi do świata zmarłych. Założenia są podobne: w „obcym” świecie można przebywać tylko przez krótką chwilę, a im dłużej bohaterowie igrają ze śmiercią, tym bardziej popadają w szaleństwo. Trzeba jednak oddać, że braciom Philippou udało się zaadaptować ten schemat w fenomenalny sposób. Przez cały pierwszy akt ich film jest pełen młodzieńczej energii, sceny imprez są nakręcone dobrze i wiarygodnie. Mów do mnie! w kilku momentach może nawet kojarzyć się z zeszłorocznym Bodies Bodies Bodies. Natomiast kiedy na imprezie pojawia się już zabalsamowana ręka, reżyserzy dają prawdziwy popis swoich umiejętności. Rewelacyjne wykorzystanie jumpscare’ów, perfekcyjny ruch kamery oraz duszna, niepokojąca atmosfera. W momentach, w których bohaterowie wchodzą w kontakt ze światem zmarłych, wszyscy widzowie będą siedzieć na skraju fotela, nie będąc w stanie oderwać oczu od ekranu.
Jest w Talk to Me jedna, wyjątkowa sekwencja, która wypada wyśmienicie i swoim poziomem przebija całą resztę filmu. Mowa tu o momencie, w którym grupa bohaterów w kameralnym gronie zaczyna bawić się z zabalsamowaną ręką. Po pierwsze dlatego, że jest ona świetnie nakręcona i zmontowana. Po drugie, ma rewelacyjną muzykę – twórcy zdecydowali się na wykorzystanie remiksu utworu La Foule Edith Piaf, który jest w stanie wryć się w głowę po seansie. Po trzecie, sekwencja ma mocny zwrot akcji. Z początku jest zabawna i urocza, by w jednym momencie zmienić ton o 180 stopni i zszokować widzów. Nie ma sensu zdradzać niczego więcej, wystarczy powiedzieć, że zakończenie tej sekwencji przywodzi na myśl najmocniejszą scenę ze znakiem z Dziedzictwo. Hereditary Ariego Astera.
O ile można powiedzieć bardzo wiele dobrego o pierwszej, luźniejszej połowie Talk to Me, tak druga ma już niestety sporo problemów. Od początku wiadomo było, że film będzie chciał przekazać „coś więcej” i aspiruje do bycia jednym z ambitniejszych horrorów pokroju Saint Maud, Midsommar czy wspomnianego już Hereditary. Bracia Philippou za pomocą mistycznej, zabalsamowanej ręki (której genezy nigdy zresztą nie poznajemy) mówią o śmierci i radzeniu sobie ze stratą. Młodzi bohaterowie igrają ze śmiercią, próbują przekraczać kolejne granice – są głupcami, którzy nie wiedzą, z jak niebezpieczną siłą igrają. Szkoda tylko, że ten ciekawie zarysowany temat, szybko zmienia się w prosty horror psychologiczny.
Mia, potrzebująca kontaktu z matką, uzależnia się od ręki i popada w szaleństwo. Cały jej wątek jest niestety przewidywalny i korzysta z prostych, horrorowych schematów. Podobne rozwiązania ostatnimi czasy przewijają się w kinie grozy bardzo często, można je było zobaczyć w lepszym wydaniu w nowym Niewidzialnym człowieku czy Candymanie. Widać, że reżyserzy świetnie odnajdują się w scenach, które mają budzić niepokój, jak nikt inny radzą sobie z łączeniem komedii i horroru. Natomiast jeśli chodzi o opowiadanie historii, całość już wybrzmiewa różnie. Kiedy Mów do mnie! odhacza, jak po sznurku, kolejne punkty z przewidywalnego scenariusza, jest to po prostu męczące. Dużo lepsze jest w bardziej obyczajowych scenach, szczególnie w pierwszym akcie. Michael i Danny Philippou już teraz są świetnymi reżyserami, ale jeszcze nie scenarzystami.
Już teraz można powiedzieć, że Mów do mnie! jest gigantycznym sukcesem na skalę X albo Bodies Bodies Bodies. Studio A24 podjęło kolejną świetną decyzję, a teraz ma w swojej stajni dwójkę bardzo obiecujących twórców, którzy nie dość, że nakręcą sequel Talk to Me, to jeszcze podobno mają już nakręcony prequel. Ponadto bracia Philippou już teraz mają zapewnioną pracę na kolejne lata, bo poza wspomnianymi już filmami będą kręcić kolejny horror – Bring Her Back oraz filmową adaptację Street Fightera. Mów do mnie! w pewien sposób stało się już instant classikiem. Czy słusznie? Ciężko ocenić. Z jednej strony to film niepozbawiony wad, stosujący sporo ogranych rozwiązań, od pewnego momentu zbyt przewidywalny. Z drugiej świetnie nakręcony, niepokojący, pełen imponujących scen, które nie pozwalają oderwać oczu od ekranu. Pewne jest jedno, o Talk to Me będzie się mówić jeszcze bardzo długo.