Spragnieni pieskości – recenzja filmu „Pies i robot”

Filip Grzędowski17 stycznia 2024 20:02
Spragnieni pieskości – recenzja filmu „Pies i robot”

Pies i Robot, nagrodzona Europejską Nagrodą Filmową animacja, wreszcie trafia na ekrany polskich kin dzięki BestFilm. Uroczy i wzruszający wyimek z ruchliwego życia zwierzęcego Nowego Jorku to nie tylko bajeczka dla najmłodszych. Film Pablo Bergera zaskakuje synkretycznym tonem – nad Psem rozczuli się każdy, nad Robotem zapłaczą wszyscy. Wiek odbiorcy w tej pięknej opowieści nie gra roli. Między innymi dlatego to jeden z najlepszych filmów animowanych ostatnich lat.

Nakreślona grubą kreską (dosłownie) adaptacja hiszpańskiego komiksu Sary Varon osadzona jest w zwierzęcym Nowym Jorku. W niewielkim mieszkaniu poznajemy głównego bohatera – spędzającego wieczory na samodzielnym rozgrywaniu partyjki w elektronicznego ping-ponga Psa. Choć na półce leży Smętarz dla zwierzaków, a diegetyczna telewizja jeszcze nie przegrała ze streamingami i rzeczywiście jest co oglądać, Pies czuje się niezwykle samotny. Mniej więcej wtedy nawiedza go reklama Robota, który ma rozwiązać ten problem. Tak zaczyna(ją) się Pies i Robot.

Najlepszym przyjacielem człowieka jest pies. Najlepszym przyjacielem psa jest oczywiście robot. Relacja Psa i Robota to tylko punkt wyjścia do brutalnej (choć paradoksalnie uroczej) opowieści o zaspokajaniu samotności oraz utracie i powtórnym poszukiwaniu tego, co najważniejsze. Choć początkowo Robot miał być jedynie narzędziem hamującym smutek w samotne wieczory, relacja bohaterów szybko staje się egzemplifikacją oddanej przyjaźni. Wspólne plażowanie, spacery po parku czy szaleństwa na wrotkach to piękne pocztówki. Z czasem urocze sytuacje, jak to w życiu, ewoluują w ciepłą relację, która zostaje wystawiona na próbę. Słodko-gorzki wydźwięk filmu Bergera to spore zaskoczenie. Za sympatycznym punktem wyjścia Psa i Robota kryje się niezwykle poważna i znakomicie rozwinięta opowiastka o przyjaźni.

Nie wiem, czy widziałem kiedyś lepszy film, który tak mocno i tak szczerze koncentruje się na przyjaźni. Chyba dobrze świadczy o filmie, gdy po jego seansie czuję, że chętnie zaprzyjaźniłbym się z Sarą Varon i Pablo Bergerem. Filmowa przyjaźń skonstruowana jest wzorcowo. To relacja, w którą łatwo uwierzyć, a której dobroć i szlachetność w żadnym momencie nie popada w banał. Duża w tym zasługa przełożenia sytuacji rodem z filmów romantycznych na przyjacielską więź Psa i Robota.

Niektórzy twierdzą, że kino zawsze powinno być o miłości. Nie sposób dyskutować z faktem, że to na ten temat opowiedziano już najwięcej. Pies i Robot wykorzystuje ten dorobek i poddaje go błyskotliwemu przetłumaczeniu na przyjaźń osobliwego kundelka i rozmarzonego blaszaka. Stęskniony Pies, rysujący łapką na zaparowanej szybie twarz Robota, to niezwykle poruszające obrazki, których nie powstydziliby się najlepsi filmowi romantycy. Zbudowanie jednak w ten sposób przyjaźni, a więc relacji pozbawionej kliszowych banałów oraz niemowlaków ze skrzydłami i łukiem, wydaje się bardziej ambitnym i trudniejszym zadaniem. Berger (a może i Varon w pierwowzorze) poradził sobie z tym doskonale. Filmowa przyjaźń dawno nie była tak szczera.

fot. Pies i Robot, reż. Pablo Berger, dyst. BestFilm

Wielka przyjaźń dzieje się między słowami i między szczękami. Całość pozbawiona jest bowiem dialogów. Opowiedzenie tak głębokiej, konkretnej i niepozbawionej szczegółów relacji przy pomocy wręcz niemego języka filmu przywodzi na myśl arcymistrzów, takich jak Charlie Chaplin i Buster Keaton. Być może jest to porównanie na wyrost, jednak wodewilowe wariacje na wrotkach oraz czułe zrozumienie natury ludzkich relacji to złota nić łącząca wszystkie te zjawiska. Pies i Robot to narracyjny majstersztyk.

Rzadko kiedy wytwarza się odczucie, że w pełni wykorzystano możliwości formy filmowej. Choć brak dialogów sprawia, że łatwo i tym razem wysnuć taki zarzut, tak potencjał wyobraźni twórców znakomicie rekompensuje potencjalne krytyki. Oryginalnie komiks Sary Varon nosi tytuł Robot Dreams, co dosłownie oznacza Sny Robota. Naturalnie w filmie znajduje się scena snu Robota, która jest kreatywnym wykorzystaniem potencjału jaki niesie za sobą X Muza. Wychodzenie z kadru i dobrze znana żółta ceglana droga to piękny moment, który wynosi Psa i Robota na wyższy poziom.

To też po prostu dobra i ładna animacja. Oszczędna kreska w połączeniu z pełnymi kolorami i dbałością o szczegóły tworzą świat, z którego nie chce się wychodzić. Wizualnie film Bergera nie robi może kolosalnego wrażenia. Estetyczny minimalizm jest jednak zaletą. To forma, która nie przeszkadza treści.

Jedyną poważną wadą filmu Bergera jest obszerność. Dzieje się bardzo dużo, co w pewnym momencie prowadzi do lekkiego zmęczenia. Być może to konsekwencja niezbyt umiejętnej adaptacji formy kilku komiksowych historii. Pies i Robot nieraz sprawia wrażenie szykowanego pod formę serialu animowanego, niżeli zamkniętej w niespełna dwie godziny historii. Owszem, główny wątek dostaje znakomite rozwiązanie – droga do niego wydaje się jednak zbyt kręta i zbyt mozolna.

Zapomnijcie o Spragnionych miłości i Poprzednim życiu. Animowany Pies i Robot niesie za sobą wcale nie mniejsze emocje niż melancholijna i smutna wymiana spojrzeń między Mią i Sebastianem w La La Land. To wzruszająca opowieść o zaspokajaniu samotności oraz pięknej więzi między czworonogim i blaszanym. Niepozorny Pies i Robot zawstydził także starszych i bogatszych kolegów „po gatunku”. Delikatność filmu Bergera imponuje bardziej niż rozmach najnowszego Spider-Mana czy zbyt chaotyczne Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos, o bezdusznych porażkach Disneya i Netflixa w ogóle nie wspominając.

Tak jak Wong Kar-wai jednym utworem muzycznym notorycznie wstrząsał i tak już zszargane emocje swoich widzów, tak i Pies i Robot w podobnie wzruszający sposób cyklicznie przywołują jeden utwór muzyczny. Tym razem w roli smutnych smyczków pojawia się radość, a September w wykonaniu Earth, Wind & Fire staje się pięknym hymnem tej pozaludzkiej przyjaźni. To znakomity zabieg, który nie tylko cieszy i sprawia, że trudno by nóżka nie chodziła, ale także stanowi piękne dopełnienie klimatu filmu tak pięknie zbudowanego obrazem.

To nie jest dydaktyczna moralizatorska bajeczka o tym, że dobrze, kiedy „ty drucha we mnie masz”. Trudne emocje nie są przemilczane a normalizowane, co wydaje się największym sukcesem twórców. Pies i Robot to po prostu doskonały film animowany. Bez słów udało stworzyć się przepiękny i porywający świat, którego bohaterowie, będąc pozbawionymi cech ludzkich, są nam bliżsi niż kiedykolwiek. To przyjazne kino o przyjaźni, które na stałe zagości w naszych głowach tuż obok September.

To będzie wielki piątek dla filmowej animacji. Na ekrany kin wchodzą dwa doskonałe obrazy. Gorąco rekomenduję wybrać się zarówno na Psa i Robota, jak i Chłopca i czaplę.

Dystrybutorem Psa i Robota jest BestFilm, który udostępnił nam kopię do recenzji. To przez was się tak poryczeliśmy!