Studia będą szukać pomocy w grupach fanowskich w walce przeciwko negatywnym reakcjom na social mediach. Tak wynika z najnowszego artykułu Variety, który przybliża procesy w Hollywood zachodzące za kulisami największych marek i hejtu, z jakimi spotykają się twórcy i aktorzy.
Hollywood, a raczej konkretne marki od lat zderzają się z licznymi połaciami hejtu i agresji skutkującymi review bombingiem danych produkcji. Na tym polu swoistym canon eventem jest premiera Ostatniego Jedi, która ze strony pewnej części fanów w okresie debiutu filmu bardzo mocno podkręcała negatywną retorykę wokół tytułu, przyczyniając się do obniżonych ocen w serwisie Rotten Tomatoes. W przypadku ósmej części sagi Gwiezdnych wojen problem zdawał się dotyczyć zarówno kwestii fabularnych, jak i ideologicznych. Ta druga z nich w kolejnych latach zdominowała jeszcze mocniej wszelkie dyskusje w sieci, czy, mówiąc wprost, hejt, jaki wylewał się na twórców. Głównie aktorki, jak Brie Larson, ale również Moses Ingram, która w serialu Obi-Wan Kenobi wcieliła się w rolę Inkwizytorki – Revy. Aktorka zderzyła się z falą hejtu o podłożu rasistowskim. W momencie emisji serialu, główne konto Star Wars stanęło w obronie aktorki, lecz jak wiemy, historia powtórzyła się później przy premierze Akolity.
Według Variety lekiem na internetowy backlash ma być konsolidacja superfanów, którzy konsultowaliby ze studiami decyzje fabularne:
„Po prostu powiedzą nam: »Jeśli to zrobisz, fani się odgryzą«”. Te grupy nawet doprowadziły studia do zmiany projektów: „Jeśli jest wystarczająco wcześnie, a film nie jest jeszcze ukończony, możemy dokonać takich zmian”.
Przeczytaj też: W olimpijskiej formie – recenzja filmu „Kulej. Dwie strony medalu”
Pół-żartem tę wiadomość można byłoby zastąpić słynnym memem z dopiskiem scenariusz napisany przez Reddita. Warto w tym miejscu zastanowić się, czy taka strategia studiów na pewno pomoże w walce z toksycznością? Czy ta gratyfikacja dla fandomu decyzjami fabularnymi sama w sobie nie zaogni jeszcze mocniej tej polaryzacji? Jak dalej przekazuje Variety:
Jedną z głównych obaw jest to, że reagowanie na tego rodzaju ataki grozi zniechęceniem fanów, którzy są niezadowoleni z kreatywnych wyborów dotyczących franczyzy, ale nie przeszli na agresywne zachowanie. Dlatego studio może zamiast tego próbować wzmacniać bardziej przyjazne głosy. „Będziemy odpowiadać na opinie, które są pozytywne i będziemy podnosić te rzeczy” – mówi dyrektor ds. telewizji.
Na boku tej dyskusji stoi fakt, że takie działania stoją w sprzeczności ze sztuką, która nawet w skomercjalizowanym Hollywood nadal jest paliwem wielu projektów i kreatywności. Równie dobrze studia mogłyby zastąpić twórców pustą sztuczną inteligencją, bo twórca, który nie może nic przekazać, ma związane ręce, jest twórcą niekompletnym. Od lat toczy się żywa dyskusja na temat jakości największych franczyz, a pójście taką taktyką uwypukliłoby jeszcze bardziej wszystkie problemy, z którymi m.in. Disney się boryka od lat. Nie warto jednak zapominać o tym, że toksyczne fandomy to realny problem, z którym trzeba się uporać. Czasem brak reakcji jest najlepszy, czasem warto pewnie podjąć pewne kroki, ale strategia pójścia w populizm nie wydaje się najlepszą ścieżką. To gra pod osoby, które krzyczą za mocno, a zwalczanie toksyczności pustą gratyfikacją nie zwalczy rasizmu, mizogini czy homofobii. W tym świetle może tylko jeszcze bardziej popsuć i tak pokiereszowany obraz sztuki w Hollywood, który z każdym rokiem coraz mocniej blednieje.