Zburzyć czwartą, piątą i szóstą ścianę – recenzja filmu „The Second Act”

Stanisław Sobczyk15 maja 2024 20:00
Zburzyć czwartą, piątą i szóstą ścianę – recenzja filmu „The Second Act”

Quentina Dupieux należy zaliczyć do grupy najciekawszych komediowych twórców z Europy. Reżyser już od wielu lat pokazuje swoje kolejne szalone filmy na największych festiwalach, narzucając sobie przy tym zawrotne tempo pracy. Ledwie w zeszłym roku w Locarno i Wenecji zadebiutowały jego Yannick i Daaaaaali!, a już mówiło się o tym, że kolejny projekt najpewniej zaprezentuje podczas tegorocznego Cannes. Jednak chyba nawet najbardziej zagorzali fani reżysera nie mogli oczekiwać, że jego dzieło pod tytułem The Second Act otworzy najważniejszy festiwal filmowy w Europie. Przecież Dupieux zawsze pozostawał raczej artystą na uboczu, pokazującym swoje małe, dziwne filmy w pobocznych sekcjach dla ograniczonej grupy widzów. Okazało się jednak, że decyzja władz festiwalu to strzał w dziesiątkę, a The Second Act to najlepsze otwarcie, jakie można sobie było wymarzyć.

Florence chce przedstawić ojcu swojego chłopaka, Davida. Tymczasem ten wcale nie chce z nią być, więc zabiera na spotkanie swojego kolegę Willy’ego, by to on uwiódł dziewczynę. Cała czwórka spotyka się w małej, odludnej restauracji Drugi akt. Nie wszystko jest jednak tym, czym się wydaje.

The Second Act można oczywiście oglądać bez znajomości poprzednich filmów reżysera i dalej czerpać z niego masę niezobowiązującej frajdy. Jednak znając wcześniejsze poczynania Dupieux, jego najnowsze dzieło wychodzi na jeszcze wyższy, metatekstualny poziom. Twórczość Francuza zawsze obfitowała w absurdalne komedie, przeważnie celowo bezsensowne. Jego najpopularniejszy film, Mordercza opona, to właściwie w całości żart z widzów. Reżyser uwielbia posługiwać się zamierzenie głupim, kuriozalnym humorem. Takie filmy jak Mandibules czy Palenie powoduje kaszel to czysta zabawa kinem i przesuwanie granic absurdu. W The Second Act jedna z bohaterek w pewnym momencie mówi, że lubi filmy właśnie dlatego, że nie muszą nic przekazywać i to podejście można odnieść do twórczości Dupieux. Ostatnio jednak można dostrzec, że u twórcy występuje pewien zwrot. Na przykład zeszłoroczny Yannick pod komediową warstwą miał już coś do powiedzenia o sztuce i tworzeniu. The Second Act idzie w tym kierunku jeszcze mocniej, okazując się wielką satyrą na kino.

fot. The Second Act, reż. Quentin Dupieux

Dupieux udało się to, co niewielu innym komediowym reżyserom. Twórczo dojrzeć, a przy tym nie stracić swojego wyrazistego stylu. The Second Act nabija się z wszechobecnych problemów branży filmowej. Znajdziemy tu żarty ze współczesnej kultury, naszego podejścia do kina, jak i tego, co dzieje się bezpośrednio na planie filmowym. Przerysowani bohaterowie odzwierciedlają pewne istniejące stereotypy. Vincent Lindon reprezentuje na przykład wszystko co najgorsze w aktorach starej branży – butę, ciężki charakter, arogancję i cynizm. Chociaż Dupieux do końca pozostaje w charakterystycznej dla siebie, komediowej konwencji, wielokrotnie wytyka prawdziwe patologie branży, o których żywe dyskusje trwają cały czas. The Second Act w swoim przekazie jest niezwykle aktualne, biorąc na warsztat choćby temat wykorzystania sztucznej inteligencji w kinie. Jeszcze lepszy przykład tej świeżości pojawił się spontanicznie. Dosłownie chwilę przed otwarciem Cannes w sieci podano informacje o skandalicznym zachowaniu Francisa Forda Coppoli na planie Megalopolis. Tymczasem ten sam festiwal, na którym ta produkcja debiutuje, otwiera The Second Act, który w bardzo dobitny, krytyczny sposób pokazuje złe traktowanie członków ekipy filmowej niższego szczebla.

Mimo wszystko trzeba zaznaczyć, że Dupieux – nie do końca jeszcze wprawiony w tego typu tematach – potrafi być zbyt łopatologiczny w wytykaniu grzechów branży. Zdarzają mu się sceny zbyt oczywiste, niepotrzebnie grubo ciosane. Mimo to The Second Act dalej pozostaje trafną satyrą, a tam, gdzie poważniejsze sceny nie dają rady, film nadrabia świetną warstwą komediową.

Quentin Dupieux uwielbia bawić się oczekiwaniami widzów. Historia w historii w historii to chyba jego ulubiony motyw, którego namiętnie używał w Palenie powoduje kaszel i Daaaaaali!, wielokrotnie wywołując salwy śmiechu na widowni. Podobnych percepcyjnych sztuczek nie mogło zabraknąć również w jego najnowszej produkcji. The Second Act w sporym stopniu oparte jest na ciągłym burzeniu czwartej ściany i wprowadzaniu kolejnych warstw historii. W końcu jak twierdzi bohater Louisa Garrela „rzeczywistość jest fikcją, a fikcja rzeczywistością”, a do tego hasła zdążyli się już przyzwyczaić wszyscy fani Dupieux. Chyba najlepszym podsumowaniem metatekstualności produkcji jest ostatnie ujęcie filmu, które stanowi wyjątkowo błyskotliwe podsumowanie całości i zburzenie kolejnej ściany.

fot. The Second Act, reż. Quentin Dupieux

The Second Act to także aktorski popis. Chociaż u reżysera występowali już znakomici aktorzy, żaden jego poprzedni film nie miał jeszcze tak dobrej obsady. Najlepiej sprawdził się Vincent Lindon wcielający się w postać wyśmiewającą stereotyp aktora macho ze starych, konserwatywnych czasów. Jest zabawny, wyrazisty, kradnie całą uwagę za każdym razem, kiedy tylko pojawia się na ekranie. Interesującym przypadkiem jest również Léa Seydoux, wcielająca się do pewnego stopnia w parodię samej siebie. Jest jak zwykle dobra, szczególnie w konfrontacjach z Lindonem. To z pewnością rola bardziej wyważona, która momentami ginie przy innych, przerysowanych występach, ale ma w sobie masę uroku i kilka zapadających w pamięć scen. Louis Garrel to ekranowe przeciwieństwo Lindona. Bohater będący satyrą na wszystkie gwiazdy bojące się wyrazić swoje zdanie, tylko po to, by nie zostać za nie skrytykowanym czy – jak sam mówi – scancelowanym. To bardziej niż żart z samego cancel culture wykpienie irracjonalnego lęku przed nim. W czwartego z bohaterów wcielił się Raphaël Quenard, aktor wyjątkowo wyrazisty znany choćby z Mandibules i Yannicka. Sprawdził się bardzo dobrze w komediowej konwencji, wcielając się – jak zwykle zresztą u Dupieux – w idiotę i ignoranta. Co ciekawe, w finale występuje pewna drastyczna wolta, dzięki której Quenard pokazuje się z zupełnie innej strony, takiej, której kompletnie bym się po nim nie spodziewał.

Interesującym aspektem The Second Act jest też strona wizualna. Ostatnio Dupieux eksperymentował raczej z ciepłymi odcieniami, bawił się celowo prześwietlonymi zdjęciami. Tymczasem jego nowy film jest bardzo zimny, korzystający głównie z odcieni szarości. Ma też wyjątkowo mało montażu, opiera się głównie na kuriozalnie długich jazdach kamery i generycznym ujęciu-przeciwujęciu. Jednak te dziwne wybory stylistyczne mają sens w kontekście fabuły i stanowią kolejny ciekawy aspekt wątku AI.

Nie było lepszego wyboru na film otwarcia festiwalu w Cannes niż The Second Act. To dzieło wygląda tak, jakby Dupieux kręcił je już z myślą, że będzie nim otwierał tak wielkie, kinowe wydarzenie. Przeskok po zeszłorocznym pokazie Kochanicy króla Jeanne du Barry jest gigantyczny. Reżyser Morderczej opony twórczo dojrzał, udało mu się nakręcić coś, co nie jest już tylko zbiorem durnych dowcipów, ale i błyskotliwą, inteligentnie napisaną satyrą na całą branżę. Oczywiście zdarzają się tu jeszcze zgrzyty, sceny niepotrzebnie łopatologiczne, ale w ogólnym rozrachunku i tak powstał film aktualny, zabawny i jeden z najciekawszych w całym dorobku reżysera. A przy tym także najbardziej udane otwarcie Cannes od lat.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to