Lakota Boys – recenzja filmu „War Pony”. 38. Warszawski Festiwal Filmowy

Stanisław Sobczyk29 października 2022 15:00
Lakota Boys – recenzja filmu „War Pony”. 38. Warszawski Festiwal Filmowy

Tegoroczne Cannes przyniosło nam niezwykle wiele ciekawych i zaskakujących produkcji. Wciąż niektóre czekają jeszcze na swoją premierę, a na największych polskich festiwalach mogliśmy zobaczyć zdobywców poszczególnych nagród. Poza konkursem głównym, także sekcje poboczne przyniosły w tym roku sporo niespodzianek. Poza Pamfirem, Pięknym porankiem czy Silent Twins sporo mówiło się również o War Pony. Film jest reżyserskim debiutem Riley Keough – popularnej aktorki cieszącej się dużym uznaniem po świetnych rolach w American Honey, Tajemnicach Silver Lake, Zoli i wielu innych projektach. War Pony 23 października zamknęło 38. Warszawski Festiwal Filmowy. Zamknięcie to można uznać za wyjątkowo udane.

Akcja filmu rozgrywa się w rezerwacie Pine Ridge. Obserwujemy losy dwójki bohaterów wywodzących się z plemienia Lakota. Bill – 23-letni ojciec dwójki dzieci – próbuje znaleźć sposób na zarobienie dużych pieniędzy. Na swojej drodze spotyka bogatego, białego mężczyznę, który oferuje mu pracę. Natomiast Matho to 12-latek, który zaczyna wchodzić w brutalny świat dorosłych.

Film Giny Gammell i Riley Keough to przykład wolnego, klimatycznego kina, które opowiada o biedniejszych, zapomnianych rejonach Stanów Zjednoczonych. W tym przypadku mamy do czynienia z przedstawieniem współczesnych, rdzennych Amerykanów, o których rzadko opowiada się na ekranie. War Pony to produkcja pełna wyczucia, wrażliwości i serca do bohaterów. Film opowiada o potrzebie znalezienia swojego miejsca na ziemi, przynależności do społeczności i relacji z przodkami. Temat plemienia Lakota, jego języka, zwyczajów, przewija się w filmie wielokrotnie, często pod postacią symbolicznego bizona. Warto podkreślić, że War Pony rzeczywiście było kręcone na terenie rezerwatu, więc w przedstawianiu społeczności i świata współczesnych natywnych mieszkańców Ameryki jest bardzo wiarygodne.

War Pony opiera się na dwóch osobnych wątkach, które splatają się tylko w jednej scenie trzeciego aktu. Zdecydowanie ciekawsza i konsekwentniej poprowadzona jest historia Billa. Bohater jest niejednoznaczny, chociaż nie zawsze jest odpowiedzialny czy moralnie dobry, to rozumiemy jego motywacje i cele. Wątek ten w interesujący sposób pokazuje również białych, uprzywilejowanych Amerykanów i ich zakamuflowane uprzedzenia. Cała historia ma kapitalne zakończenie z perfekcyjnym wykorzystaniem utworu Come and Get Your Love.

fot. War Pony, reż. Gina Gammell, Riley Keough

Niestety trochę gorszy, chociaż nadal ciekawy, jest wątek Matho. Ginie Gammell i Riley Keough udało się wiarygodnie przedstawić dzieci, ich relacje i zachowania. Najmłodsi bohaterowie w War Pony nie są wcale niewinni, w ciężkich realiach zachowują się źle, mają kontakt z narkotykami i alkoholem. Historia Matho może przywodzić na myśl takie produkcje jak Dzieciaki czy Mid90s. Przy tym jednak jest opowiedziana w dużo bardziej wyrozumiały sposób. Niestety wątek nie jest w pełni spójny, brakuje mu puenty i wypada nudniej niż drugi segment filmu. Oczywiście nadal można go docenić za wiele elementów, ale wypadłby lepiej, gdyby został odpowiednio rozwinięty.

Film z pewnością przypadnie do gustu wszystkim, których zachwyciło The Florida Project, Red Rocket czy American Honey, w którym Riley Keough zresztą grała. Tak, jak wspomniane produkcje, War Pony stawia na wiarygodny, naturalistyczny obraz biednej Ameryki, w którym rozwarstwienie społeczne, systemowy rasizm i rodzinne patologie są na porządku dziennym. Wizualnie produkcja nie jest może imponująca, ale przytłumione kolory oraz spokojna praca kamery konsekwentnie budują klimat. Na szczególną uwagę zasługuje rewelacyjny soundtrack. Jest różnorodny, dobrze oddaje świat przedstawiony i emocje bohaterów. Na ścieżce dźwiękowej znajdziemy zarówno motywy charakterystyczne dla muzyki rdzennych Amerykanów, jak i współczesny amerykański rap. Wystarczy tylko wspomnieć, że film otwiera Look At Me! XXXTentaciona, a kończy go kapitalnie wykorzystane Come and Get Your Love. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie oficjalny soundtrack trafi do sieci i będziemy mogli przesłuchać go w całości.

War Pony okazało się być świetnym zamknięciem Warszawskiego Festiwalu Filmowego i jednym z najciekawszych filmów tegorocznej edycji festiwalu w Cannes. Wszyscy wielbiciele kameralnego, naturalistycznego amerykańskiego kina raczej powinni się nim zachwycić. Film oczywiście ma swoje problemy, nie wszystkie wątki są równe, ale ma też wiele niuansów i porusza bardzo interesujące tematy. War Pony, szczególnie jak na debiut, robi duże wrażenie i emocjonalnie porusza. Pozostaje nam tylko czekać na dalsze reżyserskie dokonania Giny Gamell i Riley Keough i mieć nadzieję, że czeka nas jeszcze wiele równie udanego amerykańskiego kina niezależnego.

fot. War Pony, reż. Gina Gammell, Riley Keough