Kiedyś nie miała, teraz ma – recenzja filmu „Zadra”

Stanisław Sobczyk12 marca 2023 10:00
Kiedyś nie miała, teraz ma – recenzja filmu „Zadra”

W ostatnich latach polskie kino otwiera się na nowe gatunki i pomysły. Horrory (W lesie dziś nie zaśnie nikt, Apokawixa), westerny (Magnezja) czy czarne komedie (Wszyscy moi przyjaciele nie żyją, Noc w przedszkolu). Wszystkie produkcje, które kiedyś były niszowe, a ich miejsce znajdowało się na uboczu, teraz są jednymi z popularniejszych w naszym kraju. Z pewnością pewną rolę odegrał w tym Netflix wykładając pieniądze na ryzykowne, nieszablonowe projekty. Jednak jest to w znacznym stopniu zasługa nowego pokolenia twórców, którzy przychodzą ze świeżymi pomysłami. Jednym z takich twórców można z pewnością nazwać Grzegorza Mołdę. Zadebiutował on w zeszłym roku, pokazując na Nowych Horyzontach mikrobudżetowy Matecznik. Film ewidentnie inspirowany twórczością Yorgosa Lanthimosa, mimo swoich problemów, był całkiem ciekawy i ogólnie udany. Kolejny projekt reżysera premierę festiwalową zaliczył już dwa miesiące później, na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Zadra była jednym z ciekawszych filmów w konkursie głównym. Miała opowiadać historię ulicznej raperki, która wchodzi do świata showbiznesu. Teraz film trafia wreszcie do regularnej dystrybucji, więc to dobry moment, aby zastanowić się, czy rzeczywiście jest tak interesujący, jak to sugeruje opis.

Zadra jest młodą dziewczyną z polskiego blokowiska, która próbuje swoich sił w rapie. Szansa na zdobycie rozpoznawalności pojawia się, gdy spotyka popularnego muzyka – Motyla.

fot. Zadra, reż. Grzegorz Mołda, dystrybucja Mówi Serwis

W polskim kinie zdarzały się już próby kręcenia filmów o raperach. Dwie najgłośniejsze to oczywiście Jesteś Bogiem opowiadające o Paktofonice i Proceder, którego głównym bohaterem był Tomasz Chada. Obydwie produkcje można uznać za całkiem udane, ale jednak różnią się one znacząco od Zadry. Po pierwsze dlatego, że są biografiami i opowiadają o autentycznych muzykach, a po drugie dlatego, że były raczej dramatami o ciężkim życiu na blokach. Tymczasem film Grzegorza Mołdy jest przez większość czasu pozytywny, mówi dużo o osiąganiu sukcesu i spełnianiu marzeń. Nawet motyw blokowiska i życia na ulicy jest ograny w średnio poważny sposób. Bohaterka ma problemy finansowe i rodzinne, ale przy tym nie popełnia przestępstw, nie należy do żadnych gangów i daleko jej do Magika i Chady. Dużo luźniejsze podejście ma zarówno wady i zalety. Scenariusz filmu wydaje się być naiwny, ciężko uwierzyć w drogę, jaką przechodzi Zadra. Z drugiej strony dzięki temu, że Mołda nie próbuje kręcić ciężkiego dramatu społecznego, jego film jest czymś odświeżającym. Kiedy byłem na festiwalu w Gdyni, Zadra była miłą odmianą po wszystkich filmach o patologiach i problemach systemu, takich jak Hela, Obudź się czy Śubuk.

Zadrę cenię najbardziej za klimat i próbę ukazania współczesnego świata rapu. Film całkiem dobrze radzi sobie z odzwierciedleniem polskiej sceny muzycznej. Zamiast uliczników, których mogliśmy oglądać w Jesteś Bogiem i Procederze, dostajemy muzyków tworzących popularną muzykę z dużą ilością autotune’a, której docelowym odbiorcą jest młodzież. Drogie ubrania, odblaskowe stroje, kiczowate tatuaże na twarzy i wiele innych drobnych elementów. To wszystko buduje mocno przerysowany świat, który ogląda się bardzo dobrze. Dlatego to właśnie w drugiej połowie, która porzucała w sporym stopniu uliczne tematy, bawiłem się znacznie lepiej.

Film można docenić także za samą muzykę. Piosenki nie zawsze wpadają w ucho, ale słucha się ich nieźle i dobrze korespondują z treścią filmu. Mamy zarówno romantyczne utwory, jak i typowy uliczny rap. W pewnym momencie główna bohaterka nagrywa nawet diss na inną postać. Raczej nie słuchałbym soundtracku Zadry poza samym filmem, ale nie zmienia to faktu, że odpowiednio spełnia on swoją rolę. W kinach pojawia się wiele polskich filmów, które nie są w stanie oddać współczesnych realiów. Zresztą nie trzeba szukać daleko, na wielkim ekranie nadal można oglądać Pokolenie Ikea, które zupełnie nie rozumie obecnego świata. Tymczasem produkcja Grzegorza Mołdy nie ma tego problemy i będąc młodym człowiekiem, nie ogląda się jej z zażenowaniem.

fot. Zadra, reż. Grzegorz Mołda, dystrybucja Mówi Serwis

Na osobny akapit zasługuje także Jakub Gierszał, którego rola jest jednym z najlepszych elementów filmu. Aktor wciela się w Motyla – popularnego rapera, który lubi seks, pieniądze i drogie ubrania. Trudno nie ulec wrażeniu, że postać jest mocno inspirowana prawdziwym polskim muzykiem – Żabsonem. Na papierze Motyl jest przerysowany i mało ciekawy. Natomiast Gierszał podchodzi do swojej kreacji z masą samoświadomości i uroku. Jest charyzmatyczny, energiczny i z całą pewnością przypadnie do gustu szerokiej widowni.

Wszystko to brzmi naprawdę dobrze, ale niestety Zadra ma jeden, znaczący problem – scenariusz. Film opowiada banalnie prostą i płytką historię. Od samego początku wiemy, jaką drogę ma przejść główna bohaterka i czego ma się nauczyć. Fabuła jest  koszmarnie przewidywalna, a przez to film, chociaż krótki, bywa nudny. Watek rodzinny czy romantyczny są kompletnie nieangażujące. Zadra ma dużo udanych scen, ale brakuje jej samej podstawy – interesującej, dobrej historii. Innym scenariuszowym problemem są także bohaterowie. Wszyscy są nijacy, nieciekawi i ciężko im do końca kibicować. Wybija się tylko wspomniany już Motyl, ale to raczej zasługa aktora, a nie scenarzysty.

Zadra zdecydowanie jest czymś ciekawym i nowym w polskim kinie. Już z tego względu, warto zwrócić na nią uwagę. Film stoi klimatem, muzyką i oddaniem świata współczesnej muzyki. Przy tym wszystkim jednak zupełnie leży scenariuszowo. Zabrakło świeżych pomysłów, lepszego poprowadzenia wątków. Mimo to warto docenić Grzegorza Mołdę. Mimo młodego wieku, udało mu się nakręcić już dwa poprawne, na pewnych płaszczyznach interesujące filmy. Jestem ciekawy co zaprezentuje nam jeszcze w przyszłości. W tym roku na Netfliksie powinien pojawić się jeszcze Freestyle, czyli nowy projekt Michała Bochniaka opowiadający o ulicznym, krakowskim raperze. Kto wie, może to właśnie temu filmowi uda się to, co nie udało się Zadrze.