Czwarty dzień festiwalu w Cannes nie odstawał intensywnością od poprzedniego dnia. Nasi redaktorzy mieli okazję zobaczyć m.in. Rodzaje życzliwości (ang. Kinds of Kindness) w reżyserii Yorgosa Lanthimosa. Czy grecki twórca powtórzy swój sukces z zeszłorocznego festiwalu w Wenecji i wyjdzie z Lazurowego Wybrzeża z główną nagrodą?
Po swoich najambitniejszych i najbardziej docenionych filmach Yorgos Lanthimos wraca do korzeni z luźniejszą, czarną komedią. Rodzaje życzliwości to trzy historie o potrzebie miłości i przynależności oparte na makabrycznym humorze i narracyjnych eksperymentach. Nie ma tu może wielkiego celu, jest za to błyskotliwa zabawa kinem, zarówno ze strony reżysera testującego kolejne szalone pomysły, jak i aktorów, spośród których prawie każdy wciela się w trzy bardzo różne role.
Stanisław Sobczyk
Sweat Dreams na napisach początkowych to najlepsza scena z filmu. Tak naprawdę to nie, ale Kinds of Kindness to chyba największe rozczarowanie tego festiwalu. To trzy historie utrzymane we wcześniejszym komediowym tonie Lanthimosa. Są dziwne, ale nie *dziwne* w fajny lanthimosowy sposób. Formalnie zupełnie nie kreatywne i raczej surowe. Dużo robi muzyka, która jest super dobrana. Najlepsza druga historia, cała reszta ultra przeciągnięta i miejscami nudna. Zbiór opowiastek o potrzebie kontroli i o tym co może spowodować nadmierna grzeczność w różnych formach. Ten film ma kilka elementów, ale całościowo to średniak i absolutnie najgorszy film Lanthimosa. Plemons król!
Paweł Szruba
Lanthimos powraca do swoich początków serwując bardzo czarną komedię o strukturze dramatu greckiego. Zgrabnie i inteligentnie napisane, a do tego przezabawne. Cieszy bardzo, że Lanthimos osiągnął już poziom w karierze, na którym może nakręcić sobie taki mniejszy projekt, na który po prostu ochotę, nie czując potrzeby czegokolwiek komukolwiek udowadniać.
Łukasz Mikołajczyk
Świetnie napisane, trochę gorzej z reżyserią. Niezobowiązujące kino o kinie, byciu cynikiem i potrzebą rozliczenia z samym sobą. WYBITNY RICHARD GERE!
Paweł Szruba
Jak przystało na ostatnie filmy Schradera, Oh, Canada jest może nie wybitna, ale trzyma dobry poziom przez cały czas trwania. Narracja jest niezwykle chaotyczna, ale w końcu mają to być zniekształcone wspomnienia dziadka na prochach. Zabawny, przewrotny i całkiem ciekawy. Fantastyczny Gere i Elordi.
Paweł Krajewski
WSPANIAŁY. ZABAWNY, KREATYWNY, STYLOWY. Surfer to zdecydowanie więcej niż absurdalny punkt wyjścia, wspaniały Cage i wybitna warstwa formalna, to też piękna historia o demonach przeszłości i walce z samym sobą do spełnienia marzeń. Inspirujące!
Paweł Szruba
Lorcan Finnegan ponownie po mistrzowsku przez cały film buduje atmosferę niepokoju. Tym razem co prawda filmowi bliżej do komedii niż horroru, choć i tu nie brakuje ciekawych rozwiązań związanych z horrorem. Wspaniałe jest umiejscowienie akcji na plaży żywcem wyjętej z Lovecrafta, tylko tym razem zamiast ponurego przybrzeżnego miasteczka w Massachusetts, akcja dzieje się w Australii (ze wszystkimi tego zaletami). Nicolas Cage jest znakomity, podobnie zresztą jak pozostała część obsady. Zdjęcia wyglądają fantastycznie (szczególnie losowe przebitki na faunę i florę Australii). Muzyka tylko dopełnia tą absolutnie absurdalną mieszankę.
Paweł Krajewski
Zlepek krótkich scenek z rodzinnego spotkania podczas Bożego Narodzenia, który lepiej sprawdziłby się jako krótki metraż. Bardzo nostalgiczny, przesiąknięty świątecznym klimatem, ale to nie rekompensuje kompletnego braku fabuły i nadmiaru nijakich postaci. Poważniejsze wątki nie wybrzmiewają, a humor często męczy, bo na kilka przyjemnych żartów przypada sporo tych nijakich.
Stanisław Sobczyk
Świat i stylistyka znana już z wcześniejszych filmów Andrei Arnold, ale z ciekawym twistem w postaci elementów realizmu magicznego. Reżyserka przede wszystkim jest rewelacyjna w portretowaniu bohaterów, nigdy ich nie osądza i na siłę nie czyni ich bardziej tragicznymi – wątek Buga (w tej roli znakomity Barry Keoghan) to chyba najlepszy i najdojrzalszy element Bird. Motywy nadnaturalne nie do końca do mnie trafiają, ale są zrealizowane bardzo dobrze i stanowią interesujące urozmaicenie przyziemnej historii.
Stanisław Sobczyk
Barry Keoghan odczarowuje po raz kolejny reżyserkę, za którą nie przepadam. Wspaniała, szczera, poruszająca historia o tkwieniu w gównie po uszy, a mimo to walczeniu o wolność i tę małą iskierkę nadziei i szczęścia. Znakomicie i konsekwentnie prowadzony realizm magiczny. Świetne pomysły formalne oraz wybitny Keoghan i Rogowski. Nic więcej nie potrzebuję do szczęścia.
Paweł Szruba
Pierwszy chyba tak duży zawód na Festiwalu w Cannes. Oczekiwałem czegoś w rodzaju Los colonos, pięknego monumentu wystawionego tym razem amerykańskim pustkowiom. Dostałem za to moralizatorskie frazesy. Choć muszę przyznać, że całkiem fajnie nakręcone. No niestety The Damned jest jak krajobraz przedstawiony w tym filmie, puste i zimne.
Paweł Krajewski
Film absolutny. Jest tu totalnie wszystko, co Coppoli się kiedykolwiek spodobało w filmach. Bezwstydnie kradnie, zapożycza, oddaje hołd, tworząc niepowtarzalną mozaikę nie tylko piękna kina, ale sztuki jako takiej i historii ludzkości. Wątki, które na papierze brzmią banalnie, tu tworzą coś wspaniałego, gdzie suma jest o wiele większa niż jej części. Dodatkowo milion pomysłów wizualnych i idealny casting. Nie każdy polubi, ale pozycja obowiązkowa.
Łukasz Mikołajczyk
Przed nami jeszcze połowa festiwalu. Wyczekujcie na kolejne recenzje tekstowe, ale również wideo, które regularnie wpadają na nasz kanał na YouTube.