„Tajna inwazja” — recenzja pierwszych dwóch odcinków

Filip Mańka14 czerwca 2023 18:01
„Tajna inwazja” — recenzja pierwszych dwóch odcinków

Trochę musieliśmy czekać na kolejny serial ze świata Marvel Cinematic Universe i po tym, jak sromotną porażką okazała się premiera Mecenas She-Hulk, to może nawet i lepiej. Ten serial dobitnie uwypuklił wszelkie wady produkcyjne pozycji MCU na Disney+. Od jakiegoś czasu dochodziły do nas plotki dotyczące pewnych przemian w Marvelu, aby w przyszłości uniknąć takich wtop, jak She-Hulk czy Ant-Man i Osa: Kwantomania. Już za tydzień na Disney+ zadebiutuje kolejna serialowa pozycja Marvela pt. Tajna inwazja. Czy w tym przypadku mamy do czynienia ze skokiem jakości i pójściem za ciosem po Strażnikach Galaktyki? Niestety nie. Przynajmniej na razie.

Pierwsze dwa odcinki Tajnej inwazji to dosyć nudny i, póki co, mało angażujący w swojej formie polityczny espionage, który w kiepski sposób korzysta ze znanych schematów oraz klisz wpisujących się w gatunek. Kiedy przechodzimy do spraw osobistych Nicka Fury’ego to robi się nawet przyjemnie, bo to przecież Nick Fury oraz Samuel L. Jackson, ale kiedy serial chce poruszyć poważniejsze tematy natury polityki międzynarodowej, to pokusa wyłączenia tego serialu staje się automatycznie bardzo atrakcyjna.

Tajnej inwazji (autorstwa Briana Michaela Bendisa) fanom komiksów nie trzeba przedstawiać. Bez wątpienia jedna z najbardziej kultowych komiksowych pozycji Marvela, która w ośmiu zeszytach przedstawiła historię inwazji Skrulli na ziemię, potajemnie wchodzących w szeregi superbohaterów. Od ogłoszenia serialu było wiadomo, że serialowa wersja będzie miała mało wspólnego z komiksem, co raczej nie powinno dziwić; rzadko kiedy produkcje MCU były wierne materiałom źródłowym. W przypadku serialowej wersji Tajnej inwazji nie opłaciło się to za mocno, gdyż fundament dramaturgiczny komiksu jest w samym serialu na ten moment kompletnie podkopany i chwyt z tym, że każdy może być Skrullem, nie wybrzmiewa za mocno poza komicznie zrealizowanym prologiem.

Przeczytaj też: Jestem w moim uniwersum – recenzja filmu „Spider-Man: Poprzez multiwersum”

Nick Fury i Maria Hill rozmawiają w serialu Tajna Inwazja
fot. Tajna inwazja, dys. Disney

Cały serial zaczyna się chaotycznie. Twórcy jak najszybciej chcieli wciągnąć widza w intensywny i napięty ton serialu, co w efekcie dało odwrotny efekt. Z niektórymi postaciami od dawna się nie widzieliśmy i kiedy czujemy, że całość powinna przystopować oraz dać czas bohaterom, to szybko jesteśmy dalej wrzuceni w całą intrygę, która jest na tym etapie groteskowa i nietaktownie poprowadzona. Serial formalnie niczym się nie wyróżnia na tle innych pozycji MCU. Twórcy, chcąc wpisać serial w thrillerowy ton, większość scen nakręcili w zaułkach budynków, co dało mało atrakcyjny efekt.

Nie wchodząc za bardzo w kwestie spoilerowe — główna intryga obraca się wokół napięć geopolitycznych na świecie oraz potencjalnego konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Niestety sposób ich pokazania jest bardzo zdezaktualizowany i czuć, że serial był pisany jeszcze przed wojną na Ukrainie. Przynajmniej taką mam nadzieję, ponieważ w pierwszym odcinku wielokrotnie się zastanawiałem, czy na pewno taki był zamysł danego rozwiązania fabularnego. W sieci widziałem sporo porównań do kultowej Inwazji porywaczy ciał, lecz jest to błędne odwołanie. Oba filmy wpisały się w klimat zimnej wojny, makkartyzmu oraz przede wszystkim obawy przed sowietami pod postacią kosmitów. Tajna inwazja podchodzi do obecnej sytuacji politycznej z dystansem i pewien symetryzm obecny w serialu działa raczej na szkodę samej historii, która jest pozbawiona jakiegokolwiek wyczucia odnośnie do obecnej sytuacji socjo-politycznej na świecie. Serial również kontynuuje motyw zapoczątkowany w Kapitan Marvel w kwestii uchodźstwa i tułaczki Skrulli. Czuć pewne nawiązania do kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, a sama akcja serialu w większości się dzieje na w Europie Wschodniej, ale na ten moment również jest to problematyczne.

Głównym antagonistom serialu jest Gravik (Kingsley Ben-Adir), będący liderem społeczności Skrulli. Jego motywacje na tym etapie są płytkie, bezsensowne, wpisujące się w trend Marvela, aby niepotrzebnie radykalizować postacie, które tego kompletnie nie potrzebują. Postać Gravika od razu skojarzyła mi się z Karli Morgenthau z The Falcon and the Winter Solider, której rozwój również poszedł podobną ścieżką. Niestety, mamy tutaj do czynienia z pewnego rodzaju zemstą oraz próbą zawładnięcia światem. Ma to problematyczny posmak i nie kupuje na tym etapie takiego podejścia, które gryzie się z problematyką podejmowaną przez twórców.

W gąszczu różnych wad i bolączek pierwszych dwóch odcinków Tajnej inwazji najlepiej wypada Nick Fury, który prezentuje coś nowego w ramach MCU. Poznaliśmy Nicka już 15 lat temu i przez te wszystkie lata w uniwersum sporo się wydarzyło, z blipem na czele. Obserwujemy skostniałego Fury’ego, który jest wrakiem starego siebie, zawsze dwa kroki przed innymi i który zmaga się z post-blipową traumą. Choć sam motyw radzenia sobie z traumą ostatnio w MCU jest nadużywany, to moim zdaniem w przypadku Fury’ego może nieźle zadziałać, jeśli twórcy odkryją przed nami wszystkie karty, dając postaci satysfakcjonujące podsumowanie dotychczasowej drogi w uniwersum.

Nick Fury tajemniczo spogląda przed siebie w serialu Tajna Inwazja, dys. Disney
fot. Tajna inwazja, dys. Disney

Tajna inwazja na ten moment nie ekscytuje i rozczarowuje. Póki co daleko do trzymającego w napięciu politycznego thrillera, który w swojej narracji po prostu nudzi, a wysoka stawka jest na razie iluzoryczna. Dużo kwestii, zwłaszcza na płaszczyźnie politycznej, jest w wielu momentach niesmacznie zaprezentowanych. Szkoda, ponieważ jeszcze całkiem niedawno Tajna inwazja zapowiadała się jako największy serialowy projekt Marvela. Taki, o którym się mówiło, że może być Andorem MCU na Disney+. Na razie jest to niestety kolejny projekt Marvel Studios na tej platformie, o którym szybko zapomnimy, jeśli twórcy nie zaskoczą nas w kolejnych epizodach.

Tajna inwazja zadebiutuje na Disney+ już 21 czerwca.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to