Terry Gilliam zniknął na długie lata i już wydawało się, że nie powróci. A teraz zaskoczył i jest bliżej planu zdjęciowego, niż ktokolwiek sądził!
W dzisiejszym Hollywood status legendy i twórcy o wielkim znaczeniu dla całej historii kina niestety nie gwarantuje budżetu ani wsparcia producentów. Przekonał się o tym Terry Gilliam, dla którego XXI wiek to ciągłe batalie o kontrolę nad filmami i ich finansowanie. Pomimo wielu klasyków i arcydzieł kina autorskiego (Brazil, 12 Małp, Życie Briana) nigdy nie potrafił zbudować sobie stałego i pewnego środowiska finansowego.
Dlatego też długo wydawało się pewne, że jego wymarzony projekt, Człowiek, który zabił Don Kichota, zrealizowany po latach pracy w 2018 roku, będzie jego ostatnim filmem. Gilliam zaskoczył jednak wszystkich zdradzając, że ma nowy (podobno świetny scenariusz) oraz zaplanowany start zdjęć na styczeń 2025. A do tego wszystkiego zapewnione 30 milionów $ budżetu!
Projekt jest wyjątkowy. Carnival at the End of Days opowiada o Bogu, który ma serdecznie dość ludzkości i decyduje się jej pozbyć. Jedyną istotą zdolną mu się przeciwstawić jest Szatan. Ten decyduje się przedstawić Stworzycielowi kandydatów na nowego Adama i Ewę.
Oczywiście Gilliam całość zapowiada jako komedię przy jednoczesnym podkreśleniu, że skala projektu będzie duża, a formalnie skieruje się raczej w stronę realizmu (chociaż jednocześnie przy pokazaniu Boga, Gilliam ma skorzystać z animacji). Film ma też być obraźliwy, wobec wszystkich.
Obsada jest fascynująca. Johnny Depp zagra Szatana, a Jeff Bridges Boga. Na drugim planie pojawią się Adam Driver i Jason Momoa. Reżyser obecnie poszukuje odpowiedniej aktorki do najważniejszej roli kobiecej.
Dla Deppa będzie to druga duża rola po powrocie z „wygnania”. Chociaż w Hollywood ciągle pozostaje persona non grata, to w Europie nadal ma status gwiazdy i jego obecność w obsadzie gwarantuje Gilliamowi bezpieczeństwo finansowe. Kochanica króla poradziła sobie zwłaszcza dobrze we Francji.
Dla Drivera Carnival at the End of Days będzie kolejnym specyficznym projektem, tworzonym razem z wielkim reżyserem starej daty. Cały czas oswajamy się po szumie, jaki w Cannes wywołało Megalopolis, a przecież rok temu Driver pracował nad wymarzonym projektem Michaela Manna, Ferrari.
Jason Momoa natomiast wykonuje dość zaskakujący skręt w swej karierze ku kinu bardziej autorskiemu. W tym roku ujrzymy go w In the Hand of Dante Juliana Schnabela.
Pozostaje nam trzymać kciuki, by Gilliam swój kolejny szalony sen zrealizował, bo chociaż od lat według wielu pozostaje bez formy, to na pewno Carnival at the End of Days brzmi fascynująco i unikalnie.