Przed fabryką czekolady – recenzja filmu „Wonka”

Stanisław Sobczyk12 grudnia 2023 16:00
Przed fabryką czekolady – recenzja filmu „Wonka”

Charlie i fabryka czekolady przeszedł już do historii jako jedna z najpopularniejszych i najbardziej uznanych książek dla dzieci. W końcu chyba każdy z nas w dzieciństwie w jakiejś formie spotkał się z historią niezwykłego cukiernika i złotego biletu. Niektórzy czytali oryginalną powieść Roalda Dahla, inni zapewne widzieli którąś z jej filmowych adaptacji. Trzeba jednak przyznać, że minęło trochę czasu od kiedy po raz ostatni mogliśmy oglądać Willy’ego Wonkę na wielkim ekranie. Ostatnia próba zekranizowania powieści, czyli Charlie i fabryka czekolady Tima Burtona z Johnnym Deppem w roli  głównej, zadebiutowała w 2005 roku i okazała się finansowym oraz krytycznym sukcesem. Po prawie 20 latach od premiery filmu, Warner wraca do klasycznej historii, tym razem z nieco innym podejściem, bo oferując nam jej prequel. Wonka, o którym mowa, miał być świątecznym hitem dla całych rodzin. W tytułowej roli obsadzono Timothée Chalameta, który jest obecnie u szczytu popularności, a pozycję reżysera objął Paul King, uwielbiany przez widownię za dwie części Paddingtona. Czy to przełożyło się jednak na udany film?

Film opowiada o życiu Willy’ego Wonki zanim jeszcze założył swoją słynną fabrykę czekolady. Młody, biedny chłopak przyjeżdża do wielkiego miasta, by odnieść sukces i zachwycić świat swoimi niezwykłymi słodyczami. Na jego drodze staje gang chciwych producentów czekolady, którzy nie chcą dzielić się z nikim swoim bogactwem.

fot. Wonka, reż. Paul King, dystrybucja Warner Bros Polska

Po pierwszych zwiastunach i informacjach można było obawiać się o poziom Wonki. To nie tak, że to, co pokazywało nam studio było złe – po prostu wydawało się do bólu nijakie. Ciężko było uwierzyć w to, że za filmem rzeczywiście stoi jakiś pomysł, a nie tylko chęć zrobienia czegoś ze starą marką, do której Warner ma prawa. Okazuje się  jednak, że wszystkie te obawy były złudne. Film bowiem jest zaskakująco kompetentną, sprawnie napisaną historią. Ma świetnie poprowadzone wątki, odpowiednie tempo i wyrazistych bohaterów, których bardzo szybko można polubić. Wszystko to sprawia, że Wonka nie pozwala się nudzić ani przez moment i sprawdza się jako rozrywka dla widzów w każdym wieku.

Wszyscy, którzy widzieli Paddingtony (w szczególności znacznie bardziej udaną drugą część) z pewnością dostrzegą rękę Paula Kinga również w Wonce. Reżyser po raz kolejny udowodnił, że jeśli chodzi o kino familijne nie ma sobie równych. Siła jego nowego filmu leży przede wszystkim w tym, jak dobrze jest wyważony. King znalazł idealny balans między występami muzycznymi, humorem a poważniejszymi wątkami. Dzięki temu, chociaż dramatyczne elementy nie są szczególnie interesujące czy oryginalne, nie zajmują wiele czasu i nigdy nie zaczynają nudzić.

Jednym z pozytywnych zaskoczeń podczas seansu było to, że Wonka okazał się naprawdę udaną komedią. I to taką, która rozbawi nie tylko najmłodszych widzów. Film ma sympatycznych, wyrazistych bohaterów i to właśnie na interakcjach między nimi opiera się wiele żartów. Poza tym King jest świetny w parodiowaniu różnych, popkulturowych motywów, co dobitnie pokazał już wątkiem więziennym w Paddingtonie 2. Takiej zabawy gatunkami jest pełno również w Wonce. Reżyser parodiuje choćby kino gangsterskie zamieniając groźnych przestępców na właścicieli sklepów ze słodyczami, a ich majątek na ukryty skarbiec z czekoladą. Pojawia się też wątek skorumpowanych policjantów, co starsi widzowie od razu skojarzą z klasycznymi, hollywoodzkimi kryminałami. Takich smaczków jest wiele na czele z finałem zrealizowanym w konwencji heist movie. O dziwo więc Wonka powinien przypaść do gustu nie tylko fanom kina familijnego, ale i miłośnikom komedii kryminalnych w stylu Guya Ritchiego.

fot. Wonka, reż. Paul King, dystrybucja Warner Bros Polska

Trzeba przyznać, że dobry humor to zasługa nie tylko solidnego scenariusza i wyrazistego stylu Paula Kinga, ale też świetnej obsady aktorskiej. Wszystkie castingi okazały się strzałami w dziesiątkę, a film ciągnie nie tylko Chalamet w tytułowej roli, ale i szereg świetnych, drugoplanowych występów. Przede wszystkim warto docenić Hugh Granta, który wcielił się w postać Uma Lumpa znanego już z Charliego i fabryki czekolady. Uznany aktor popisuje się komediowym talentem i kradnie show zawsze kiedy pojawia się na ekranie. Jest zabawny, wnosi dużo energii oraz uśmiechu i ma kilka uroczych numerów musicalowych. Dla Granta Wonka to kolejny tegoroczny sukces po równie udanych rolach w Grze fortuny i Dungeons & Dragons: Złodziejskim honorze. Poza tym jest jeszcze wiele innych świetnych występów. Keegan-Michael Key sprawdza się bardzo dobrze jako parodia skorumpowanego policjanta, Olivia Colman radzi sobie w przerysowanej roli, a Rowana Atkinsona miło zobaczyć na wielkim ekranie, nawet na trzecim planie.

Na osobny akapit zasługuje Timothée Chalamet, którego obsadzenie w roli Willy’ego Wonki budziło swego czasu trochę głosów sprzeciwu. Casting wydawał się leniwy, obawiano się, że aktor będzie po prostu naśladował Johnny’ego Deppa, który zagrał tę samą rolę w filmie Burtona. Wszystkie te lęki okazały się jednak niesłuszne. Chalamet wypadł świetnie – jest zabawny, uroczy, pełen energii i naiwności. Wszystkie dziwactwa Wonki podane są w delikatny, humorystyczny sposób. Bohatera od razu można polubić za jego dziecinność i przyjazne usposobienie. Dobrze, że King odszedł od poprzedniej wersji oferując nowe spojrzenie na Willy’ego. Miło też zobaczyć Chalameta w innym wydaniu niż zwykle. Mniej poważnego niż w Diunie czy Do ostatniej kości, mogącego dać popis swoich komediowych i wokalnych umiejętności.

Świetną decyzją okazało się także zrobienie z Wonki musicalu. Numery muzyczne są najlepszą częścią filmu, a piosenki naprawdę wpadają w ucho. Soundtrack do teraz gości na moich słuchawkach bez przerwy. Numery musicalowe są bardzo dobrze nakręcone. Ładne, rytmiczne, czuć w nich styl Paula Kinga i klimat charakterystyczny dla twórczości Roalda Dahla. Przy okazji utwory są też bardzo różnorodne. Z jednej strony mamy wielkie piosenki śpiewane przez całą obsadę (You’ve Never Had Chocolate Like This, Scrab Scrab), z drugiej spokojniejsze, bardziej emocjonalne (For a Moment, Pure Imagination), a z trzeciej typowo komediowe utwory, czyli przede wszystkim występy Umpa Lumpa.

fot. Wonka, reż. Paul King, dystrybucja Warner Bros Polska

Jeśli na coś można przy Wonce narzekać, to jest do z pewnością strona wizualna. Pomysły były naprawdę dobre. Wykreowanie na potrzeby akcji XIX-wiecznego miasto wypadło nieźle, a niektóre z motywów ciekawie zahaczają o steampunkową stylistykę. Natomiast przy tym film ma masę niedociągnięć. O ile kostiumy i scenografia są w porządku, tak CGI w wielu momentach po prostu nie domaga. Zawodzą także zdjęcia – do bólu nijakie, pozbawione oryginalności. Chciałbym w nich zobaczyć więcej gry kolorami czy zabaw z formą, które mogłyby urozmaicić choćby sceny akcji.

Wonka to przykład tego, jak powinno się robić dobre kino familijne. Takie, które nie będzie tylko taśmowym produktem dla dzieci, ale trafi również do starszych widzów. Film jest dobrze napisany, angażujący i pełen ciekawych, pomysłowych scen. Trzyma poziom jeśli chodzi o humor, piosenki czy występy aktorskie. Poza wizualnymi niedociągnięciami ciężko realnie mu coś zarzucić, ciężko powiedzieć, że czuje się do niego jakieś mocne negatywne emocje. Wonka to gwarancja dobrej, kinowej rozrywki, na którą można iść całą rodziną. Wzorowy, świąteczny blockbuster, jakiego w tym roku potrzebowaliśmy.