Zakończyła się 14. edycja Festiwalu Kamera Akcja. Patrząc na liczbę sprzedanych karnetów oraz długość kolejek przed większością seansów – największa edycja w historii. Rozmiar poszedł jednak w parze z jakością. Tegoroczne FKA to znakomite cztery dni kina i rozmowy o kinie. Organizatorzy dopracowali świetny repertuar oraz mądrze rozplanowali wydarzenia: panele i dyskusje, które w większości były strzałem w dziesiątkę. To był świetny festiwal filmowy, który przede wszystkim wyróżnia się własną tożsamością. Jest jednak kilka niedociągnięć: polowe warunki czasem odbierają kinu smak.
Odbywający się od 14 lat w Łodzi Festiwal Kamera Akcja narodził się na łódzkim filmoznawstwie. Nazywane do niedawna „festiwalem krytyków sztuki filmowej” wydarzenie, jak wskazuje nazwa, kładzie duży nacisk na krytykę filmową. FKA to nie tylko filmy, ale też niezwykle ważne i potrzebne pochylenie się nad rozmową o filmie. Konkursy dla młodych krytyków, warsztaty poświęcone pisaniu i mówieniu o filmach, panele dyskusyjne problematyzujące zawód krytyka – te wszystkie wydarzenia składają się na unikatową tożsamość Festiwalu Kamera Akcja. To wyjątkowe wydarzenie, które ma pomysł na siebie.
W porównaniu z ubiegłym rokiem, program Festiwalu Kamera Akcja był po prostu doskonały. Udało się nie tylko ściągnąć najlepsze filmy pokazywane wcześniej na Nowych Horyzontach, ale też obudować dobrze wyselekcjonowane filmy odpowiednimi panelami i dyskusjami. Festiwal Kamera Akcja to nie tylko filmy, choć o nich w tym roku nie zapomniano: w sekcji Klasyka Krytyka mogliśmy oglądać arcydzieła Jacquesa Demy’ego. Nie zabrakło też Chłopów, Zielonej granicy oraz wielu innych oscarowych kandydatów. Największymi przebojami niewątpliwie były Monster Hirokazu Kore-edy, Opadające liście Akiego Kaurismakiego i Powoli Mariji Kavatradze. Wielkim plusem był także pokaz filmu Solaris Mon Amour oraz spotkanie z twórcami w ramach inicjatywy Akcja Edukacja. To zdecydowanie najlepszy film tego roku!
Do perfekcji zabrakło niewiele, ale jednak zabrakło. Organizatorzy zdecydowali się na retrospektywę Justine Triet, reżyserki Anatomy of a Fall, które wygrało tegoroczny Festiwal w Cannes. Niestety, samego laureata Złotej Palmy nie udało się pokazać, jak zresztą na każdym innym festiwalu w Polsce. To nie wina FKA, jednak czuć pewien niedosyt po takim obudowaniu twórczości Triet. Z drugiej strony, może właśnie przegląd jej mniej znanych filmów jest w tym wypadku dobrym zamiennikiem, który każe cierpliwie czekać na polską premierę? Niemal bliźniacza sytuacja to z kolei (rewelacyjne) spotkanie wokół Strefy interesów. Producentka filmu Ewa Puszczyńska, location manager Michał Śliwkiewicz oraz producentka liniowa Magdalena Malisz w trakcie producenckiego case study opowiedzieli o szczegółach pracy nad projektem.
Największą wartością Festiwalu Kamera Akcja nie są jednak filmy, a wydarzenia. Wspomniane już masterclass Solaris Mon Amour i case study Strefy interesów to największe perełki tego magicznego październikowego weekendu, ale nie jedyne! Trzeba przyznać, że organizatorzy mieli dużo szczęścia: wydawało się, że obsadzenie niektórych paneli nie jest zbyt korzystne, a jednak każde spotkanie, co do którego miałem obawy, okazało się być sukcesem. Tak było w przypadku spotkania po Chłopach, gdzie Sean Bobbit zrobił niezwykłe show. Tak było również na spotkaniu po Zielonej granicy, gdzie mimo warunków online, udało się perfekcyjnie przeprowadzić cały panel. Nigdy nie byłem na spotkaniu z reżyserem online, które technicznie stałoby na tak wysokim poziomie, jak to z Agnieszką Holland na 14 FKA. Perfekcja!
Bardzo cenię też tegoroczną edycję FKA za warsztaty krytyki filmowej (edukacyjna rola festiwalu zasługuje na największe pochwały) oraz nieco luźniejsze, choć bardzo potrzebne i po prostu niezwykle udane wydarzenia spod znaku VHS Hell (z genialną reklamą o piciu tranu) i Spoilermaster na żywo. Na taki festiwal filmowy chce się przychodzić. Za takim festiwalem filmowym się tęskni. Brawo!
Festiwale to miejsce spotkań i dyskusji o filmie, tutaj FKA sprawdza się znakomicie. Piszę to jednak z perspektywy mieszkańca Łodzi, który obraca się wśród młodych (czasem także zdolnych) filmoznawców i kinomanów. Na FKA zawsze więc spotkam kogoś, z kim mogę porozmawiać o świeżo przeżytych filmach. Bardzo cenię na Kamerze Akcji atmosferę, jaka (nie bez udziału organizatorów) wytworzyła się wokół festiwalu. Nauczyliście nas, żeby wszystko krytykować, to teraz musicie na korytarzach słuchać o tym, jak słabe są Przejścia!
Niewątpliwe problemem Festiwalu jest miejsce całej akcji. Festiwal Kamera Akcja odbywa się w przestrzeni Szkoły Filmowej w Łodzi oraz w sali Kina Kinematograf w Muzeum Kinematografii. W tym roku gala otwarcia wyjątkowo odbyła się na pięknej scenie stylowego Monopolis. Przestrzeń Szkoły Filmowej nie jest ani przestrzenią kinową, ani festiwalową. Trzeba to jakoś przeskoczyć, chociaż w Łodzi prawdę mówiąc poza multipleksami nie ma dobrego kina. Przepiękny Kinematograf to tylko 50 miejsc. Drugi z łódzkich studyjniaków to temat na długie i przykre opowieści. Niemniej FKA odbywa się w polowych warunkach. Choć jakość obrazu i dźwięku stoi na bardzo wysokim poziomie, nie da się ukryć, że widownia w dwóch największych salach siedzi na najnormalniejszych na świecie krzesłach biurowych. Potencjał FKA marnuje się w tak nieprzystosowanym miejscu, ale przecież Łódź Filmowa ma się całkiem dobrze…
Dyrektorzy festiwalu Malwina Czajka i Przemek Glajzner z pewnością wiedzą, że diabeł tkwi w szczegółach. Przepraszam za wymienienie w jednym zdaniu diabła i Malwiny. Cóż, chyba ten żart wyszedł średnio. Tak czy inaczej, Malwinę znam nie od dziś i wiem, że ważny jest dla niej wizerunek festiwalu, również identyfikacja wizualna. O ile w tej kwestii rok temu było dość kiepsko, tak organizatorom udało się wyciągnąć odpowiednie wnioski. Tegoroczne grafiki i kolorystyka promująca festiwal wyglądają dobrze, zbudowana scenografia sprawdziła się znakomicie, ale nie to w tym wszystkim jest najważniejsze.
Wystarczy być na jednym festiwalu filmowym w życiu, żeby wiedzieć jak ważne i potrzebne są torby festiwalowe. To symbol mikrosnobizmu, uzależniający przedmiot pożądania i marzenie każdego młodego studenta filmoznawstwa. No bo co to za festiwal bez własnych toreb? Rok temu pod tym względem było raczej kiepsko – pozostałe po zeszłych edycjach „torby krytyka” nadawały się bardziej na wieczorne zakupy w Biedronce niż festiwalowy flex. W tym roku FKA postawiło jednak na coś porządnego, co bardzo się opłaciło. Tegoroczne torby są prześliczne i wygodne. Z dumą można teraz wkraczać do Cinema City na seans marvelka (celowo z małej) z torbą z ogromnym napisem „KINO”. A tak zupełnie na serio: torba festiwalowa to ważny element kultury festiwali filmowych. Choć brzmi to komicznie i snobistycznie, zawsze to miła pamiątka, która buduje wspomnienia po dobrych festiwalach. Dobrze, że Festiwal Kamera Akcja wreszcie doścignął bogatszą konkurencję i zadbał o swoje torby.
Każdy, kto był na festiwalu filmowym, wie, jak ważny jest spot festiwalowy. Te magiczne 2 minuty ratujące możliwość zjedzenia czegokolwiek między seansami towarzyszą nam bardzo często, warto więc, by były to spoty dobre. Tak jak już jesteśmy przyzwyczajeni do nowohoryzontowych dźwięków, tak FKA wciąż poszukiwało własnego pomysłu na podobne rozwiązanie. W tym roku bardziej się udało, niż nie udało. Pomysł na spot jest dobry. Muzyka wpada w ucho i sprawia, że no tupie się tą nóżką w sali Z1. Dobrane napisy wyglądają estetycznie i cieszą oko. Tylko, czy nie można było zadbać, by dobrane fragmenty filmów były w wysokiej jakości? Miszmasz między HD a bazarkowym DVD rzucał się w oczy. To szczegół, ale przy dobrym festiwalu muszę czepiać się nawet szczegółów!
A ile to wszystko kosztuje? W sumie to całkiem niedrogo. Najdroższy możliwy karnet (a więc dla uczestnika, który nie ma nic wspólnego z Uniwersytetem Łódzkim, ulgami lub mediami) kosztował 149 zł. Najdroższe bilety na pojedynczy seans kosztowały 25 zł. Należy też jednak zaznaczyć, że na istotną część Festiwalu można wejść zupełnie za darmo – mowa o dyskusjach oraz wydarzeniach pokrewnej inicjatywy Akcja Edukacja. W porównaniu z innymi festiwalami nie jest to dużo, nawet biorąc pod uwagę, że to tylko 4 dni festiwalu. Mimo dość polowej infrastruktury i krzeseł biurowych, jakoś nie szkoda kupować biletów na FKA.
Początkowo sporym uchybieniem w organizacji festiwalu wydawało się otwarcie oraz zamieszanie z rejestracją na seans Chłopów. Dochodziły słuchy, że maile nie dotarły tam, gdzie trzeba. Rzeczywiście, ograniczona ilość miejsc w Monopolis wymusiła szaleńczy system rezerwacji, który był dla FKA nowością. Wydawało się, że coś nie zagrało, ale organizatorzy zareagowali szybko i stanowczo. Zorganizowano dodatkowy pokaz Chłopów oraz dodatkowe spotkanie z twórcami filmu, by każdy, kogo ominęła gala otwarcia, mógł odhaczyć to, co pierwszego dnia było najważniejsze. Nie wypada więc szeroko komentować tej małej wpadki, kiedy udało się ją perfekcyjnie zażegnać.
To była największa edycja Festiwalu Kamera Akcja w historii. Za rok jednak pewien jubileusz – 15. edycja. Mam nadzieję, że w 2024 o tej porze będę w tak samo dobrym humorze. Oby trzy nowe sale kinowe w Narodowym Centrum Kultury Filmowej dopomogły FKA i odciążyły przeładowaną przestrzeń Szkoły Filmowej. Oby nie skończyły się pomysły na tak dobre wydarzenia i warsztaty. Oby całemu zespołowi FKA dalej się tak bardzo chciało. Mi już się chce do was wszystkich wrócić! Było fajnie! Dziękuję także Festiwalowi Kamera Akcja za owocną współpracę oraz zaproszenie do loży krytyków!
Wszystkie nasze publikacje wokół 14. FKA możecie znaleźć tutaj.