Dinozaury z generatora – recenzja filmu „65”

Stanisław Sobczyk21 marca 2023 18:00
Dinozaury z generatora – recenzja filmu „65”

Szeroka publika po raz pierwszy mogła usłyszeć o Scotcie Becku i Bryanie Woodsie w 2018 roku, kiedy napisali oni bardzo dobrze przyjęte i oryginalne Ciche miejsce. Widownia pokochała horror Johna Krasinskiego, który zresztą doczekał się już kontynuacji, a jego spin-off będziemy mogli oglądać już w przyszłym roku. Natomiast scenarzyści filmu zajęli się karierą reżyserską. W 2019 nakręcili Dom strachu – prosty, ale udany horror o nastolatkach, którzy utknęli w tytułowym budynku. Kolejnym ich projektem miało być dość tajemnicze 65. Premiera filmu była wielokrotnie przesuwana, a zaskakiwać mogło to, że w roli głównej wystąpić miał Adam Driver. Dopiero później okazało się, że film ma być science fiction osadzonym na prehistorycznej Ziemi. Niestety okazało się, że 65 jest po prostu niezwykle generyczne i nie było na co czekać.

Głównym bohaterem 65 jest Mills – pilot statku kosmicznego z obcej planet, który wpada w pas asteroid i rozbija się na prehistorycznej Ziemi. Razem z małą dziewczynką, jedyną ocalałą z katastrofy, będzie musiał przeżyć starcie z niebezpiecznymi dinozaurami i dostać się do kapsuły ratunkowej.

fot. 65, reż. Scott Beck, Bryan Woods, dystrybucja UIP

Film Scotta Becka i Bryana Woodsa to leniwe, generyczne i pozbawione pomysłu na siebie science fiction. Już od pierwszych scen może przywodzić na myśl tak nieudane produkcje jak 1000 lat po Ziemi M. Night Shyamalana czy netfliksowe IO z 2019 roku. Fabuła filmu jest banalnie prosta i odhacza wszystkie najbardziej kojarzone klisze. Tak więc mamy zmęczonego życiem pilota, który znajduje sens istnienia, gdy musi pomóc małej dziewczynce, która oczywiście nie zna jego języka. Sama droga, którą przechodzą bohaterowie jest do bólu przewidywalna, nic nie zaskakuje, żaden z pojedynków z dinozaurami nie jest kreatywny czy angażujący. Wszystko to sprawia, że 65 jest po prostu niezwykle nudne. Nie zależy nam na postaciach, nie mamy jak wciągnąć się w intrygę, albo chociaż akcję.

Wydaje się, że głównym problemem 65 jest brak oryginalności w jakimkolwiek aspekcie. Moglibyśmy wybaczyć reżyserom, gdyby schematyczna fabuła miała być tylko pretekstem dla pokazania czegoś rzeczywiście ciekawego. Analizując poszczególne elementy filmu, nie jesteśmy w stanie znaleźć nic wybijającego się ponad przeciętność. Prehistoryczna Ziemia nie jest portretowana w jakkolwiek kreatywny sposób, dinozaury są po prostu brzydkie, a drogę, jaką przechodzą protagoniści, przechodziła już niezliczona ilość bohaterów w innych filmach oraz serialach. Oglądając produkcję można wielokrotnie zadać sobie pytanie po co właściwie powstała. W zasadzie najciekawszym zabiegiem, jaki ma do zaoferowania 65 są napisy otwierające i zamykające film. Tylko one były rzeczywiście zaskakujące i wprowadzone w nieoczywisty sposób. Cała reszta to męcząca sztampa.

Scott Beck i Bryan Woods jako scenarzyści i reżyserzy zawsze zajmowali się horrorem. Patrząc na Ciche miejsce oraz Dom strachu, można zauważyć, że całkiem nieźle sprawdzali się w mrocznej konwencji. Ich filmy były tanie, ale solidnie nakręcone. Teraz natomiast musieli nakręcić duży film za 45 milionów, który aspiruje do bycia widowiskowym blockbusterem. Efekt to kompletny niewypał. W samym filmie widać, że twórcy kompletnie nie radzą sobie z wysokim budżetem, efekty komputerowe wyglądają okropnie, wszystkie sceny walk na otwartej przestrzeni są pokraczne. Pojawia się też dużo nocnych sekwencji w zamkniętych przestrzeniach, które ewidentnie miały być bardziej horrorowe. Niestety także one kompletnie się nie sprawdzają i są przeważnie nudne. Widzowie zmuszeni są do oglądania przez kilkanaście minut chodzenia po ciemnych jaskiniach i wspinania się po skałach. Zabrakło przede wszystkim pomysłów, sprawnej reżyserii i prawdziwego poczucia zagrożenia.

fot. 65, reż. Scott Beck, Bryan Woods, dystrybucja UIP

Wszyscy kochamy dinozaury. Nie bez powodu filmy z serii Jurassic Park i Jurassic World do teraz cieszą się bardzo dużą popularnością. Nic więc dziwnego, że widownia wybierając się na 65 mogła liczyć na ciekawe sportretowanie prehistorycznych gadów i angażujące pojedynki z nimi. Problem w tym, że istoty, które oglądamy w filmie nawet nie przypominają dinozaurów. Po pierwsze jest to kwestia CGI. Efekty specjalne wyglądają brzydko, szczególnie, kiedy oglądamy sceny rozgrywające się w trakcie dnia. Po drugie zawiodły same projekty dinozaurów. Gady są pokraczne, często wydają się być wręcz zdeformowane. Mają za małe lub za duże głowy, poruszają się w nienaturalny sposób, wszystkie są szare i ciężko brać je na poważnie.

Najbardziej zaskakujące jest to, że w tak nijakim i generycznym filmie postanowił wystąpić Adam Driver. Aktor, który ma na koncie dwie nominacje do Oscara, słynie z tego, że bardzo starannie wybiera swoje role, bardzo często występuje u uznanych reżyserów takich jak Noah Baumbach, Jim Jarmusch, bracia Coen, albo Francis Ford Coppola. Natomiast protagonista 65 to postać wyjątkowo nijaka, bezpłciowa, można by się w niej spodziewać Gerarda Butlera czy George’a Clooneya. Oglądając Adama Drivera chodzącego po lasach i jaskiniach robiło mi się przykro, że tak marnuje swój talent. Miejmy nadzieję, że aktor nie będzie miał już więcej tego typu występów, a w tym roku zachwyci nas jeszcze swoim występem w Ferrarim Michaela Manna.

Marzec nie jest dla widzów szczególnie udanym miesiącem. Poza rozczarowaniami, takimi jak Creed III czy Krzyk VI, pojawiają się też produkcje po prostu bardzo złe, pokroju drugiego Shazama! Film Scotta Becka i Bryania Woodsa należy zdecydowanie do tych drugich. To boleśnie nijakie science fiction, pozbawione stylu, napięcia i pomysłu na siebie. Produkcja nie jest satysfakcjonująca w żadnym aspekcie. Historia nie potrafi zaangażować, świat jest generyczny, a sceny akcji są  brzydkie oraz źle nakręcone. Nikt nie potrzebuje takich blockubsterów jak 65, za tydzień już nikt nie będzie o nim pamiętał. Widzom natomiast pozostaje mieć nadzieję, że dostaną jeszcze kiedyś udany film z dinozaurami na pierwszym planie.